Warsztaty żonglerki w Nagorzycach zakończyły się w niedzielę z przygodami. Zabrakło prądu. Pan od żonglerki zakończył swój pokaz prawie po ciemku. W domu dla matek z dziećmi zimno jak diabli. Ponieważ jest tam kominek, to dzielni chłopcy z Zochcina narąbali drewna i rozpalili dziewczynom. Niestety pomylili kominek z piecem do wytopu stali. Wróciliśmy do Zochcina i zaraz telefon, że się zapaliło. To znaczy kominek. Bo reszta nie zdążyła. Dziewczyny w nerwach i po ciemku chwyciły gaśnicę i najpierw skierowały w swoją stronę. Ale potem we właściwą. Twierdzą, że piana z gaśnicy jest niesmaczna. Skończyło się na niewielkich stratach. Prąd włączono po kilku godzinach, kiedy dzieci poukładane ciasno w najcieplejszym pokoju już spały. Kolejny raz się udało bez ewakuacji. W Zochcinie też dyskoteka. Ale tu przećwiczyliśmy dzisiaj agregat prądotwórczy.
Artur jest niedogolony, bo w połowie kąpieli zgasło światło. A że autystyk, to do pewnych czynności raz odbytych nie wraca.

I jak tu zwrócić wzrok ku rzeczom wyższym? Tylko tyle, że może kilku chłopaków uwierzyło w siebie choć trochę, kiedy udało im się pochodzić na szczudłach i pożonglować piłeczkami. Kilkoro dzieciaków miało trochę śmiechu i radości. Kilkoro dorosłych sporo się nad tym nabiegało. Mała jasna plamka na ścianie.