W świetlicy ruch, przygotowania do jutrzejszych jasełek, na które Pan Wójt przybędzie. Nie z pustymi rękami, bo dał komputer, co rozładowało winogrona dzieciaków zwisających nad ekranami, ale jeszcze nie do końca. Choinka od leśniczego zajmuje pół sali. Całodobowe dyżury przy paleniu w piecach, ale i tak w dwóch miejscach zamarzło. Grupie Warszawiaków udało się namówić bezdomnego człowieka na pójście do schroniska. Zabrało im to parę tygodni, ale dzisiaj dowiózł go z Warszawy do Jankowic sympatyczny, młody…..Czech, jadący do Pragi. Świat jest mały. Ledwo dziadek wszedł do naszego domu, a już rozpoznali go koledzy z dworcowej gigantki i witali jak w rodzinie. Jankowice leżą koło Sandomierza. Sami swoi. Może mróz odbierze dziadkowi ochotę do wędrówki i zostanie u nas trochę.
W Warszawie z kolei koncert skrzypcowy w domu na Łopuszańskiej. Przybył bezdomny muzyk. I zdobywanie żywności, żeby Święta były świąteczne. I będą, jak zwykle.
A ludzi kładziemy już na materacach na podłodze i w korytarzach.
I są odmrożenia kończyn.
A mój samochód być może  będzie przed Świętami. Na razie dzielimy się tymi, które w ogóle odpalają. Tak na prawdę to jest tylko jeden taki. No cóż – tabor, delikatnie rzecz ująwszy, podstarzały.