W małym miasteczku otwieramy kiermasz używanych rzeczy. Zajechałam tam dzisiaj późnym popołudniem. Nasza ekipa budowlana odmalowała pięknie lokal. W środku mieszkańcy domu w Jankowicach, nasze dzieci, Tamara, Inżynier, ksiądz- wszyscy segregują odzież, układają, sprzątają. Do wieczora.  Oby każda rzecz została zamieniona na pieniądze, a te na elektryczność, ogrzewanie i jedzenie. Przypomniały mi się nasze pierwsze lata, kiedy tak właśnie remontowaliśmy budynki dzisiejszych schronisk- wszyscy razem, dzieci i dorośli, całe doby. Nikt nie narzekał, każdy, nawet najsłabszy, chciał w tym uczestniczyć. Ja zwykle robiłam za obsługę kuchni- kanapki, kawa, herbata.
Artur oczywiście drapnął z kiermaszu plastikowego misia. Uczciwie muszę za niego zapłacić. Handel, to handel.
Komentarz Tamary, z którą zaczynałyśmy 20 lat temu, z niczego,  pierwszy dom dla bezdomnych w Bulowicach: Widzisz, powiedziała wymachując jakimiś spodniami, nic się nie zmieniło. Zaczynałyśmy w nędzy i nadal w niej tkwimy.
I pewnie tak pozostanie. Bo, jak powiedział Pan Jezus, ubogich zawsze mieć będziemy. Ale dlaczego aż tylu? I tylko można pomarzyć o chwili oddechu. Wielu bezrobotnych, ubogich, wygnańców żyje z dnia na dzień. Oni też  marzą o chwili oddechu. A na razie – przemieniamy ten świat segregując ubrania. Czasem znajduje się rzeczy tak dziwne i śmieszne, że człowiek się zastanawia po co to ktoś zrobił. A nasza Jadzia, mieszkanka,  ma manię  sprawdzania wszystkich kieszeni i często z dumą przynosi drobne pieniądze, również walutę obcą. Niestety nie są to banknoty. Pozdrawiam wszystkich ciepło.