…
Już jesteśmy. A było tak: zamiast 5 miejsc dostaliśmy 2 dla „wybrańców’, do których Papież podchodzi po audiencji i osobiście rozmawia. Starczyło dla mnie i p.Ani- naszego Anioła Stróża z Ambasady przy Watykanie, jednocześnie tłumaczki, bo Papież nie mówi po francusku, a po polsku to ani w ząb. Dziwne, był jeden taki, co mówił w naszym języku! Dzięki zaradności p.Ani reszta ekipy zasiadła jednak na vipowskich miejscach. Wiecie, jak to idzie: życie bez znajomości to nie życie. Nawet w Watykanie. I siedzieliśmy tuż obok papieskiego tronu. Renia, p.Doktor i Inżynier w drugim rzędzie.
Najpierw Papież objeżdża Plac św.Piotra witając się z tłumami ludzi. Potem wdrapuje się po schodach Bazyliki i zaczyna przemówienie. Potem jest długoooo…tłumaczenie na kilka języków, powitanie grup z całego świata, przywitanie z obecnymi hierarchami, na końcu podchodzi do tych, co siedzą wokół. Z każdym rozmawia, zdjęcia, krzyki w różnych językach, każdy chce zwrócić na siebie uwagę. Do tego było chyba z 50 młodych par. Razy dwa-setka uścisków. Wreszcie doszedł do naszego rzędu. O czym rozmawialiśmy przez kilka minut: przedstawiłam się i Ojciec św. prosił o modlitwę nas i naszych mieszkańców. Pobłogosławił nam. Co zobaczyłam: straszliwie zmęczonego, dobrego człowieka, który zauważa każdego. Ledwo stał na nogach. Było duszno i upalnie, chociaż deszczowo.
Potem znalazłam się na dziedzińcu przed domem św.Marty. Nie było nikogo. Papamobile podjeżdżał pod drzwi. Papież ledwo schodził ze schodków. Jeszcze dziękował ochroniarzom i zniknął za drzwiami. Ja ledwo się doczłapałam do naszej bazy, choć była tuż obok Watykanu, a On więcej się napracował.
Po południu dotarliśmy na Piazza Venezia. Jeśli ktoś narzeka na warszawską komunikację, to niech pojeździ rzymską. I spróbuje gdzieś trafić. Na szczęście ludzie, w tym policja, są niezwykle uprzejmi, więc jakoś to szło, póki sami się nie zorientowaliśmy w terenie. W autobusach nie ma informacji o trasie i przystankach, jedzie się na węch. Kolacja w ambasadzie. W drzwiach rezydencji Ambasadora mijaliśmy się z księdzem biskupem Rysiem z Krakowa i 30 tamtejszymi klerykami. Na kolację pyszna rybka była.
W czwartek o 7 rano Pan Ambasador nas zabrał na mszę św. przy grobie św.JPII. Znów refleks pani Ani pozwolił naszej pani Doktor i mnie załapać się na miejsca siedzące. Msza jest odprawiana przez polskich księży w każdy czwartek i transmitowana przez Radio Maryja. A potem na kawę zaprosił nas Arcbp.Konrad Krajewski-papieski jałmużnik. Ten człowiek dwoi się i troi, żeby, w imieniu papieża ogarnąć przerażającą nędzę imigrantów, której władze włoskie nie są w stanie pomóc, a rządy państw UE mają to w nosie. Mobilizują się zwykli ludzie. Gdy zawodzą struktury potrzebna jest zwykła solidarność i miłosierdzie. A struktury zawodzą zawsze, bo z samej definicji są sztywne i nie zaglądają w oczy ubogiego. Struktury nie są budowane dla ubogich.
Wędrowaliśmy ulicami Rzymu, gdzie historia jest obecna we współczesności. Tam nie ma „starego miasta”. Tam żyje się wśród pamiątek pokoleń i one żyją w teraźniejszości. Kolejna epoka wchłania to, co stworzyły poprzednie, dobudowuje według własnego gustu. Bazylikę Matki Bożej Anielskiej i Męczenników Michał Anioł wkomponował w starożytne termy Dioklecjana. Na zewnątrz ceglane mury term, a w środku wspaniałości epoki Renesansu. I niezliczone świadectwa chrześcijańskiego życia, w tym około 900 kościołów z różnych epok: od IV w do współczesności.
Zaliczyliśmy 3 z 4 najważniejszych bazylik: św.Piotra, św. Pawła za Murami i Matki Bożej większej, parę mniejszych i kilka fantastycznych, starych kościołów. Spaghetti jako danie główne, a raz nawet lody.
Cała ekipa dzielnie znosiła upały, chodzenie, stanie i oglądanie.
Z Rzymu widać, co znaczy „katolicki”. Tłumy różnokolorowe, różnojęzyczne, a nawet ….buddyjscy mnisi zwiedzający Watykan. Księża i siostry zakonne kolorów skóry wszelkich i strojów też. Zwłaszcza siostry.
Wspaniałości ludzkiego geniuszu architektury i sztuki mieszają się z nędzą tysięcy żebrzących ludzi z Europy i rozpaczliwie próbujących zarobić parę groszy imigrantów z Afryki, handlujących dosłownie wszystkim na ulicach, bawiących się w berka z policją. I śpiącymi we wszystkich zakamarkach ludźmi bezdomnymi. Klimat na szczęście ciepły, turystów mnóstwo, policja uprzejma, da się przeżyć, tylko co to za życie?
Nad-obowiązkowo
Kiedy na Lampedusie ks.arcbp. ratował przypływających imigrantów /tych, co przeżyli, bo nad wyłowionymi zwłokami pozostało mu się pomodlić/, karabinierzy podeszli do nieszczęśników i zażądali dokumentów i nazwisk. Oczywisty absurd wobec sytuacji. Na to arcybiskup wystąpił i nakazał: piszcie każdemu: Kardynał Bergoglio! /Jałmużnik występuje w imieniu papieża./ Muszę zapytać Papieża, czy da nazwisko naszym ludziom bez dokumentów albo NN jak urzędnicy będą żądać skierowań do schronisk.