Najpierw przeprosiny za długie milczenie. Milczenie jest złotem co prawda, ale ….Wszystkich tych, którym na maile nie odpowiadam zaraz albo też wcale, również przepraszam. Nie da rady rozciągnąć doby. Trzeba pisać do skutku, jak ewangeliczna wdowa, aż odpowiem znużona nagabywaniem./To moja rada, jak ze mną postępować, żeby osiągnąć skutek/.
W Berlinie zebrali się przedstawiciele Wspólnoty na imprezce zwanej w kościelnym języku kapitułą. Kapitalnie to tam było tylko trochę. Wielogodzinne narady w dusznej sali. Okien się nie otwierało za bardzo, jako, że w sąsiednich baraczkach szerszenie miały gniazda, a szerszeń to w Niemczech istota chroniona. Co prawda pierwszego dnia wieczorem weszłyśmy do kuchni z siostrą Marią, Francuzką, co w Peru, w puszczy amazońskiej żyje wśród Indian i zastawszy tam sztuk sześć buczących pod lampą zabrałyśmy się za „dezynsekcję” przy pomocy obuwia. Na to wpadł nasz niemiecki brat z głośnym krzykiem o ochronie ginących gatunków oraz wyliczeniem ewentualnej kary pieniężnej za zabicie owadów. Szybko więc usunęłyśmy brata na korytarz, słownie, bez użycia sandałów i po chwili w kuchni można było wypić herbatkę z poczuciem długu wobec niemieckiego państwa. Maria orzekła, że mniej boi się tarantuli niż szerszeni. Ja nie mam zdania i wolę nie mieć.
Radość ze spotkania z braćmi, których nie widziało się wiele lat, albo też nigdy na żywo, tylko na zdjęciach i filmach, to ta lepsza część zebrania. Sprowadzony z Polski pan Bogdan przy wsparciu Inżyniera próbował z dobrym skutkiem nakarmić całe towarzystwo gotując coś z prawie niczego. Bez czasu na spotkanie, wspólną modlitwę i refleksję nie da się tworzyć wspólnoty, rodziny czy przyjaźni.
A w tym samym czasie w Ojczyźnie:
– w Krynicy szalały dzieciaki ze świetlicy, sztuk 30 plus 6 opiekunów. Były morskie kąpiele, zwiedzanie Gdańska, pływanie statkiem, koncert Lata z Radiem. Ja zwykle łapię oddech kiedy ostanie z dzieci dociera do rodziców. Uff! Nic się nie stało, wszyscy wrócili cali i zdrowi. I taki stres od lat, przy każdej wycieczce. Dziękujemy sponsorom za kasę na tę wyprawę. To był piękny czas.
-w Zochcinie natomiast, zostawionym pod opieką Mikołaja i Tamary, co mieli na głowie 3 domy plus Syryjczyków, też imprezka była, a jakże. Zakończona wywózką przez policję 3 mieszkańców pijanych w sztok. Miki wyławiał dwóch z basenu, bo wiadomo, że pijana głowa ochłody potrzebuje. Na szczęście pozostali panowie stanęli na wysokości zadania i dom przetrwał. Tak zwykle jest, że w czasie naszych wyjazdów mamy straty w personelu. Z drugiej strony nie możemy być niewolnikami cudzych nałogów. Mieli faceci szansę: terapia, praca, doskonałe warunki. Stracili-ich problem. Widać
jeszcze muszą wrócić na dno. Pozostaje tajemnicą, dlaczego jedni się podnoszą, drudzy nie. Ufam, że każdy ma swój czas i w końcu wszyscy jakoś się spotkamy w Niebie. A my nie możemy stale robić za kota.
Od czasu mojego powrotu Artur nie opuszcza mnie na krok. Nie chce biedak ryzykować kolejnego rozstania. Wykorzystał je jednak na poszukiwanie rzeczy przed nim schowanych. Zapomniałam zamknąć schowek anty-Arturowy i w dodatku klucz miałam w kieszeni w Berlinie. Sytuację uratował Zbyszek, który ekspresowo wymienił zamek, tak, że straty są stosunkowo niewielkie. Sztuką jest bowiem życie z autystykiem. Polega owa sztuka na takim wnoszeniu i przechowywaniu sprzętu, książek, dokumentów i innych przedmiotów atrakcyjnych dla gościa/np. kocha termosy i elektryczne dzbanki, żarówki i taśmy miernicze, aparaty fotograficzne itp./, żeby nie wiedział, że są i gdzie są. Poprzeczka jest wysoko, bo mieszkamy na bardzo małej przestrzeni i Artur czujnie obserwuje każdy ruch w mieszkaniu. Potem kolejną sztuką jest pamiętać co i gdzie zostało schowane. Trzeba mieć czas i cierpliwość.
I wreszcie- nasz Bartek, co w Zochcinie za fajtłapę się miał i obijał nieco, dzisiaj przepuszczał przez bramkę Mikiego i Syryjczyków w urzędzie dla cudzoziemców. W mundurze ochroniarza, z całą powagą. Wypchnięty po czasie zochcińskiego dorastania na szerokie, warszawskie wody: proszę, radzi sobie!
Nad-obowiązkowo
„Nie mam czasu” to dorosła wersja wymówki „pies zjadł moją pracę domową”./nieznany/
Rzadko masz czas na wszystko. Musisz dokonać wyboru. Na szczęście twoje wybory mogą zależeć od tego, kim w głębi swojej duszy jesteś. /F.Rogers/

