Zebranie było, rady naszej Fundacji. W środę się odbyło i do tego czasu Marzenka, Gosia i Monika prawie umarły od rozliczeń i przeliczeń, sprawozdań i podsumowań. Czyste szaleństwo. A my mamy dwie organizacje. I z Przyjacielem, co od 20 lat się znamy, a kiedyś pracował w Urzędzie Miasta, ze łzą w oku wspominaliśmy, a on nawet niedawno znalazł teczkę ze starymi dokumentami, jak to niegdyś wyglądało. W teczce owej były m.in.: ręcznie na papierze napisana prośba o dotację dla naszego domu, na której urzędnik napisał ręcznie-popieram, potem się dopisał Pan Prezydent/miasta/ -zatwierdzam, a potem skarbnik                       -wypłacić. Rozliczenie też było: tabelka, zestawienie, podpięte faktury. I co? I nic. Znaczy, nic się nie stało. Nikt niczego nie ukradł. Oj, gdybyście widzieli co teraz się dzieje! A potem mamy kontrolę za kontrolą, boć przecież od pomocy społecznej specjaliści pracę muszą mieć. A potem, już po tych sprawozdaniach i kontrolach urząd żąda, żebyśmy zrobili jeszcze jedno sprawozdanie, ze sprawozdań. Interes się kręci. Tylko czyj? Biedaków chyba nie. W trakcie rady zadzwonił nasz przyjaciel- ksiądz Tanase z Rumunii. Z propozycją nie do odrzucenia, budowy kolejnego domu/jeden stoi już rumuński w Zochcinie/ i lekko wymiękłam,  a głównie z prośbą o pomoc znajomej pani, co to do córki z Rumunii przyjechała i zaniemogła ostro. Córka stypendium ma, po angielsku gada, ale po polsku nie. Zgarnęłam naszego mieszkańca, p.Darka, co w USA lat kilka spędził, po angielsku mówi i pognaliśmy z Inżynierem przez korki ratować kobietę. Zawieźliśmy ją do schroniska dla chorych, bo akurat miała dyżur Pani Doktor, wolontariuszka zresztą, która doczołguje się do nas po pracy w hospicjum i wizytach domowych. Pani doktor po angielsku gadała, sprawa okazała się bolesna, ale nie zagrażająca życiu- kolka nerkowa i polska twarz uratowana w oczach rumuńskiej, bo dodam, pani była na izbie przyjęć jednego ze szpitali, gdzie ją olali. Z księdzem Tanase  już wiele razy wymienialiśmy przysługi po hasłem: ratuj mojego przyjaciela w tarapatach w twoim kraju. Taka ekumenia w praktyce. 
Przy okazji zobaczyłam nowe akwarium na Potrzebnej, starych znajomych mieszkańców i psa, Lolę niejaką, którą kilka miesięcy temu uratowałam od śmierci zabierając z pola, gdzie była porzucona. Lola okazała się być najpiękniejszą i najmilszą bokserką świata i stan jej rozpuszczenia przez Renię, personel i 90 mieszkańców/wyobraźcie sobie- wystarczy spacerek wokół stołu przy kolacji-90 plasterków kiełbasy w
schronisko dla chorych
przed kolacją- z każdego talerza
plasterek dla Loli?

brzuszku/ jest rekordem światowym.

Jeszcze walka o kubeł na śmieci w Zochcinie, adrenalina skacze, ale absurdami i przekrętami śmieciowymi nie będę Was truć. Powiem tylko, że wygląda na to iż za tę samą usługę jak dotąd zapłacimy 4 razy drożej. Po prostu jest to podatek śmieciowy, narzucony bez dyskusji. 
Kobiety od zakładania zgromadzenia na szczęście opuściły teren. Udało mi się rozgryźć to zjawisko, które wylądowało nieoczekiwanie na naszym podwórku. Otóż pewna pani, lekko porąbana, ale cwana, postanowiła ….założyć zgromadzenie. Bo to dobry interes. W jej wydaniu rzecz jasna. Zbiera wokół siebie kobiety słabe psychicznie, chore, aczkolwiek szczerze pobożne. Panie mają renty, dodatkowo pracują na rzecz tego biznesu, bo ona sama pracować nie zamierza. Ona zamierza być szefem i rządzić. Nie, nie chodzi o pomoc i opiekę ludziom bezradnym. Chodzi o to, żeby z nich żyć. Nie ma nic bardziej obrzydliwego niż  żerowanie na słabszych. Jedną osobę udało nam się odseparować i odesłać do domu. Na nasz koszt, bo “mateczka założycielka” pozbawiła ją kasy. 
Od dzisiaj ekipa stoi na kiermaszu w Kielcach, Inżynier zabiera  mi wszystkich chłopaków na budowy, więc poluję na jakiegoś, żeby trawniki pokosić, zaczęły się  warsztaty zielarskie i właśnie wrócili chłopcy z Nagorzyc, gdzie mecz się odbył. Zochcin kontra świetlica. Józio od tygodnia ten mecz przeżywał i niestety, dostał Zochcin w skórę, a goli strzelono ponad 60 sztuk. Aż się boję wyjść na podwórko, bo Józiowa rozpacz może powalić. 
Policzyłam dzisiaj, ilu życzliwych ludzi spotkałam w tym tygodniu, i wyszło mi, że tylko ja: 19 osób. Nie liczę pani w sklepie, listonosza i klientek supermarketu, co mówią po prostu dzień dobry, albo szczęść Boże, choć się nie znamy. Liczę tylko tych, co się podzielili, wsparli, pomogli załatwili. A inni ze Wspólnoty? Może nawet i więcej. Dostałeś- podaj dalej. Wszystko, co masz, to pożyczka.


Nad-obowiązkowo nr.1
życie jako wyścig do Nieba

Ostatnio zdarzyło się, że jedna z moich sióstr miała poważną rozmowę z Ciocią i z moją Mamą. Zbiegło się to z Radą Fundacji, akurat uczyłem się do jednej z popraw więc wyłapałem jedną ambitną myśl w ciągu tej rozmowy:
s.M- Córeczko, weź zgarnij to coś z podwórka.

Córeczka- Czemu ciągle ja, jestem zmęczona.
s.M (mniej więcej)- Dziecko ja mam 62 i mogłabym się obijać, bo jestem na emeryturze, ale mimo to robię, między innymi, żeby cię wyżywić, a Ty jesteś wykończona mimo, że się obijasz całymi dniami. 
Tak sobie pomyślałem, że wrzucę coś tak a-propos sytuacji:

“gdzieś mam ZUS”

/musiałam podpis trochę zmienić,
bo choć dowcipny w oryginale, był mocno wulgarny. /

W sumie nie widziałem, żeby akurat siostra przełożona podciągała się na ganku w Zochcinie na belce, ale pamiętam, kiedyś byliśmy na basenie w Ożarowie, a Wielebna przez dłuższy czas nie pływała. Przypominam również, że pali papierosy i już wtedy miała parę dych na karku. I pyta się, bo byliśmy tam rodzinnie (czyli większe pół basenu nasze: wiem Ciociu nie ma większego pół): “który się ściga?” Mikołaj słusznie powiedział, że przyjechał wypocząć, Janek poszedł na zjeżdżalnię, a Pan Borek jak wiadomo nie wysila się z byle powodu. No i wszyscy patrzą na mnie. Ja na to: Gosiu, no jak Ty wyglądasz, przecież nie będę się z Tobą ścigać. Ale później presja wywarta zdecydowała, że jednak się ścigaliśmy. Zacząłem nieźle, na chama wyprzedziłem trochę Wielebną ale.. Na tym się skończyło. Siła to nie wszystko, maksyma z karate walnęła jak obuch. Oczywiście dokończyłem wyścig, ale Wielebna w tym czasie zdążyła przynajmniej 3 baseny zrobić. Więc moi mili, jeśli chcecie się z Wielebną ścigać to zastanówcie się czy aby umiecie, a po drugie, większość z nas będzie robić do końca życia więc zapamiętajmy hasło z obrazka. /Tomasz/

Wniosek: trening od młodości i trening w starości. Miłość trzeba trenować. Obyśmy się w “dobrych zawodach” wspominanych przez św.Pawła ścigali i obyście wygrali, młodzi.  “W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem”/2 Tm/


Nad-obowiązkowo nr.2
Życie jako zadanie 

Jak mogę dziękować Bogu, skoro mój sąsiad cierpi głód i pragnienie?
Jak mogę mówić: “Dziękuję, Panie, za ten posiłek”?
Jeśli mój sąsiad jest nagi, śpi na ulicy, jak mam mówić:
“Niech Twoja dobroć, Boże, będzie uwielbiona”?
Czy mam wielbić Boga, kiedy mi daje, mi jednemu, wolność i zdrowie?
Kiedy mój sąsiad jest prześladowany i chory, czy mogę mówić:
“Niech będzie uwielbiona Twa dobroć”?
Skoro miliony ludzi ciągle żyje w ciemności, czy powinienem mówić:
“Dzięki, Ci Panie, żeś mnie zaliczył do wybrańców”?

Moje dziecko, nie dałem ci jedzenia i picia,
żebyś sam jeden był nakarmiony i żył w radości.
Zrobiłem ci ten prezent, żebyś podzielił się posiłkiem
z sąsiadem, który krzyczy z głodu.
Jeśli go nakarmisz, on rozpozna moją troskę i powie Mi “dziękuję”.
Moje dziecko, nie daję ci ubrania i mieszkania,
żebyś sam doznawał wygód i żeby pycha zamieszkała w twoim sercu.
To po to, żeby twój płaszcz ogrzał trzęsącego się z zimna,
a twój dom stał się schronieniem dla nieszczęśliwego:
kiedy poznają poprzez ciebie moją dobroć, będą mi błogosławić.
Moje dziecko, nie daję ci wolności i zdrowia,
żebyś cieszył się nimi bez przeszkód.
Jesteś silny; zatem możesz towarzyszyć chorym, starszym.
Jesteś wolny, możesz sprawić, żeby ciemiężeni także stali się wolnymi.
Jeśli poprzez ciebie poznają moje miłosierdzie, będą Mi błogosławić.
Moje dziecko, nie wybrałem cię, żebyś się czuł spokojny i bezpieczny
teraz i w wieczności.
Wybrałem cię, żebyś pracował ze Mną.
Jeśli będziesz świadkiem mojej miłości wobec ludzi,


poznają, że jestem tutaj.
Ich ciemność zamieni się w światło
i razem z tobą będą mnie czcić i dziękować.
/Johnson Gnamabaraman-pastor, Indie/