Renia dotrzymała obietnicy. Poleciała do Paryża z dwiema naszymi młodymi. Jako dobra ciocia, do tego ode mnie i Tamary młodsza, więc jeszcze jej się chce. Najmłodsze dzieci mają przechlapane, bośmy wszystkie edukacyjne harce robili, kiedy one były malutkie i nic nie pamiętają. A teraz już nie mamy takiego rozpędu, żeby jechać na wariata z pełnym autokarem dzieciaków do Normandii, albo łazić po górach, śpiąc na podłodze w zaprzyjaźnionej szkole. Czasu brak i sił. Wyprawa paryska trwała cztery dni, bilety na tanie linie kupione już w marcu, noclegi „załatwione” u sióstr za bezcen. Obie panienki dzielnie pracowały, żeby zarobić na wycieczkę. Maraton miały zwiedzania, bo czas krótki. Zysk zaś, oprócz oczywistego, trącącego edukacyjnym smrodkiem/muzea, zabytki/ był jeszcze jeden: duchowy. Bo  w czasie lotu powrotnego samolot wpadł w turbulencje. I wtedy dziewczynki modlić się zaczęły oraz obietnice Panu Bogu słać. Głównie bardzo praktyczne: że zaraz po powrocie Gosi/czyli mnie/ wszystkie pieniążki, nawet najdrobniejsze, co im z wycieczki zostały, oddadzą na biednych. Na płycie Okęcia  Renia głowy nie straciła i skrupulatnie skasowała w imieniu Pana Boga obiecaną zapłatę za szczęśliwy powrót.  Obietnic trzeba dotrzymywać. 

Pamiętam kiedy w 2003 roku jechaliśmy do Francji grupą 50 osób. Opiekunami była wtedy moja mama-Tamara- z grypą, Przełożona i p. Maciej Rayzacher. Po wszystkim moja mama powiedziała: nigdy (tu parę kropek) więcej. Jadąc gdzieś ze swoimi dziećmi się denerwujesz, a już z cudzymi to piekło. Oczywiście nikt nie miał uprawnień wtedy do prowadzenia grupy, dzieciarnia  od  7 lat do 18, a ówczesny dom w Sommerville to było ogromne stare opactwo. Jednak poza dwoma głupimi wybrykami skończyło się szczęśliwie. Teraz Renia jedzie z dwiema nastolatkami i Mikołaj śmiał się, że jedzie kręcić „Uprowadzoną 3”. Dobrze, że poszli wszyscy już spać i atmosfera przed-wylotowa opadła. /Tomasz przed wycieczką/

Dodam, że więcej było, mimo zapewnień Tamary. Bo piękno życia polega też na poznawaniu innych światów, a słabi i ubodzy są tego pozbawieni. Była i Rumunia i różne zakątki Polski. I będzie, choć organizują to już młodsi. Marzy mi się Rzym i Asyż z bezdomnymi mieszkańcami i młodzieżą, ale to raczej marzenie nierealne, bo koszta niebotyczne. Na razie w poniedziałek czekamy na nasze mamy z dziećmi z Brwinowa. Przyjeżdżają na tydzień wakacji do Nagorzyc. Więc dzisiaj z Tamarą i Arturem /tak, dźwigał towar, ładował do samochodu!/ robiliśmy zakupy. Wszystkie zdrowe chłopy były zajęte inną pracą lub wyjechały w zbożnych celach, a mój synek jak ma motywację, to potrafi. Motywacją były 2 książeczki. I-jak zwykle- w ostatniej chwili Opatrzność w postaci Przyjaciół, dała na to pieniądze. Jeszcze się nigdy nie zawiodłam, jeśli chodzi o wakacje dla dzieci. Zawsze ostatecznie znajduje się kasa. Widać Panu Jezusowi na tym zależy. Obietnicy dotrzymuje. Choć jak zwykle za pięć dwunasta. Taki ma już zwyczaj.

Może przydałby się Dzień Dotrzymanych Obietnic: powyciągajmy z szuflad te, które leżą tam złożone od dawna.

Posegregujmy na dobre i złe, mądre i głupie. I dotrzymajmy tych dobrych i mądrych. Dzisiaj. Nasz Bóg jest Bogiem dotrzymanej obietnicy. 









Nad-obowiązkowo

„Człowiek szlachetny nie szafuje obietnicami, lecz czyni więcej niż przyrzekł. Konfucjusz

Ziemia Obiecana

Abraham uwierzył obietnicy Boga.
Jesteśmy dziećmi Obietnicy,
potomkami Abrahama w wierze





























Poszukiwanie Bożego piękna każe osobom konsekrowanym zatroszczyć się o wizerunek Boga zniekształcony w obliczach braci i sióstr, w ich twarzach oszpeconych przez głód, w twarzach rozczarowanych przez puste obietnice polityków, w upokorzonych twarzach tych, których kultura jest poniżana, w twarzach przelęknionych zaślepioną przemocą, w niespokojnych twarzach dzieci, w twarzach kobiet znieważanych i poniżanych, w zmęczonych twarzach migrantów, którzy nie spotkali się z godziwym przyjęciem, w twarzach starców, którym brak najbardziej podstawowych warunków godnego życia”  /bł.JPII/