Najpierw to, co jestem Wam, Przyjaciele winna:

Zbiórka na wsparcie powodzian przyniosła lekko ponad 70 tys. zł. i dary rzeczowe. Najpierw działaliśmy hurtowo. Miki dowoził co potrzebne do Kłodzka, wysyłaliśmy Dobrej fabryce do Głuchołaz, proszek do prania do Szprotawy do Fundacji Spełnienie. Zawsze pod konkretne zamówienie. Kiedy woda opadła i ludzie zaczęli wracać do domów zaczęliśmy działać punktowo. Ogarnęliśmy 2 rodziny z pełnym pakietem: meble, pościel, sprzęt AGD, a nawet ubrania. W trakcie są następne dwie. Wszystkie cztery to ludzie starsi mający pod opieką kogoś niepełnosprawnego. Też pod konkretne zamówienia, wymiar, a nawet kolor, bo ma być porządnie i tak, żeby ci co stracili wszystko mieli radość z nowego życia. Nysa, Szprotawa, Głuchołazy.


To mrówcza praca- wyszukać w internecie odpowiednie i nie za miliony i do tego bez oczekiwania miesiącami na dostawę, kupić, sprawdzać czy wszystko doszło, a odbiorcy muszą to skręcić, chociaż kilka razy zamawiałam z montażem, wiedząc, że nikt im na miejscu nie pomoże. No i ludziska wstydzą się prosić. Muszę czasem się domyślać, czego może brakować, żeby życie wróciło do normy. Bo lodówkę zalaną błotem i syfem, owszem można wymyć, ale hm….może lepiej nie używać, a jak kupuję wersalkę to przyda się i pościel i narzuta. Talerze i garnki też niezbędne.

Wdzięczność ludzi jest ogromna. I tę wdzięczność przekazuję Wam, którzyście grosz rzucili. Wszystkim nie pomożemy. Ale kropla do kropli i ludzie dostali nowe życia.

No i mamy nasze malutkie zmartwychwstania wśród wielu innych. Od malutkich zmartwychwstań zaczyna się jedno wielkie. Albo odwrotnie: dzięki temu Zmartwychwstaniu są na świecie te malutkie. Bo kim są ludzie, których dziś, w dzień Wszystkich Świętych wspominamy i oddajemy im cześć? To przecież ci, którzy w swoich czasach i według swoich darów, czasem po długim życiu obok dobra i błądzeniu, z uporem żyli miłością Boga i bliźniego i robili miłość. To także ci, którzy żyją wśród nas. Także ci, którzy nie znając Chrystusa żyli i żyją według Jego Błogosławieństw: cisi, pokorni, miłosierni, wprowadzający pokój, cierpiący prześladowania dla sprawiedliwości. Może ci, którzy brodząc w bagnach ratują ludzi na granicy, gotują zupy dla ubogich, odwiedzają starą zrzędliwą ciotkę, zmieniają pampersy i opowiadają dowcipy leżącym chorym? Można zrobić dłuuugą listę. Wpisać możesz, Czytelniku, swoją receptę na świętość zwykłą i niezwykłą. Nam, we Wspólnocie okazji do takich małych świętości nie brakuje. Czasem brakuje siły i cierpliwości. Cóż. Staramy się.

Tak ma być-wspólnota świętych-komunia świętych

A w Dzień Zaduszny będzie msza św. w Zochcinie. Za wszystkich zmarłych naszych Mieszkańców, Przyjaciół, Współpracowników, Ofiarodawców. Oj tłok się zrobi!

Nad-obowiązkowo

Najdziwniejsi święci z mojego portfela:

Św. Szymon Słupnik- a było ich dwóch o tym samym imieniu. Spędzili dziesiątki lat na słupach-kolumnach, na modlitwie, kontemplacji i nauczaniu licznych pielgrzymów. Dziś zamiast czci, zabrano by ich do szpitala psychiatrycznego. Nie mówiąc o sanepidach, zgodach budowlanych i podatkach za słupy oraz nielegalnych zgromadzeniach wokół.

ikona- św. Szymon Słupnik Starszy i Młodszy

1/Symeon Słupnik Starszy urodził się w końcu IV wieku w licznej, pasterskiej rodzinie w Sis na pograniczu Cylicji i Syrii (dzisiejsze Kozan w Turcji) w pobliżu Antiochii Syryjskiej. W krótkim czasie całą rodzinę zabrała śmierć. Osamotniony, trzynastoletni Symeon sprzedał cały majątek, a pieniądze rozdał ubogim, sam zaś przystąpił do eremitów w Teleda. Po krótkim czasie odszedł stamtąd pragnąc zostać pustelnikiem. Był pierwszym, który obrał ten szczególny sposób ascezy wiodąc życie na słupie[3]./Wikipedia/


2/Szymon Słupnik Młodszy-Symeon urodził się w rodzinie pochodzącej z Edessy, jego matką była św. Marta. Pokutnicze życie na słupie rozpoczął w wieku dwudziestu lat. Pierwsze sześć lat spędził w pobliżu swego przewodnika duchowego Jana, przez kolejne dwanaście na słupie mierzącym czterdzieści stóp. W poszukiwaniu eremu, w którym nie byłby narażony na kontakty z ludźmi, przeniósł się na kolejne dziesięć lat na wysoki słup umieszczony na wzgórzu nazwanym później „Cudowną Górą”. Na ostatnim ośmiokątnym słupie spędził czterdzieści pięć lat pod gołym niebem. W tym czasie odbył dwunastoletni diakonat, a później pełnił posługę kapłańską. Pod miejsce jego umartwień zaczęli przybywać uczniowie, którzy z czasem wybudowali za namową Symeona świątynię pod wezwaniem Świętej Trójcy[1] i klasztor. Miejsce to stało się już za jego życia celem pielgrzymek.

Pozostały po Symeonie dzieła epistolograficzne, hymny liturgiczne i kazania, będące świadectwem jego wiedzy teologicznej./Wikipedia/