W ubiegłą niedzielę byliśmy z Tomaszem w Wiedniu. Polski kościół /św. Seweryna/, niesamowici ludzie. Tam czuć żywą wspólnotę. Dziękuję za gościnę i ciepło-to ludzkie, nie chodzi o upał.


Ostatnio mamy kilka odejść, a właściwie ucieczek naszych mieszkańców. Zawsze mnie zdumiewało, że trzeba uciekać, chociaż można po prostu powiedzieć “do widzenia” i opuścić spokojnie lokal. Nawet nie trzeba mówić “dziękuję”. To by było zbyt wiele. Pamiętam, że kiedyś jeden z naszych wyskakiwał nocą przez okno, na szczęście na parterze, chociaż drzwi były otwarte. Widać lepiej jakoś smakuje takie odejście. Oczywiście w tle najczęściej jest wizja butelki z alkoholem. Cóż, lato, ciepło, tak jest co roku. Porażająca jest niemożność wyjścia z zaklętego kręgu nałogu. Dlatego mam wielki szacunek do tych, którzy walczą. A jest ich, na szczęście, wielu.


Upały i początek wakacji postawił nas w stan gotowości basenowej. Czyszczenie, napełnianie wodą, ustawianie w kolejnych domach, bo dzieciaków sporo i wizja znudzonych małolatów przed nami. Na szczęście pan od wody podłączył nas do hydrantu i napełnianie wielkiego zbiornika w Zochcinie ograniczy się do dwóch dni, zamiast tygodnia. Tylko nie wiem, jak sprawić, żeby Kirył, lat cztery, nie wybrał się sam zbadać głębokość. Jest nie do upilnowania. Wszędzie go pełno. Niby stoi obok mniejszy basen dla maluchów, ale …..Tłumaczę mu na wszelkie sposoby, że nie wolno, nawet robię najgroźniejsze miny, tylko czy wystarczą na pokusę?


W Nagorzycach mamy bandę trzech. Braci. Jazda bez trzymanki. Mama ma jeszcze malutką córeczkę i nikłe wyobrażenie o wychowaniu i dbałości o dzieci. Na szczęście są tam inne panie z Ukrainy i nieoceniony Wiktor, który u nas pracuje już kilka lat, mówi po polsku i prowadzi samochód. Teraz, zamiast zajmować się remontami, służy jako opiekun, kierowca i “dziadek” dla dzieciaków. Dzięki temu dom jeszcze stoi, a dzieci się nie pozabijały, bo są żywiutkie i nieokiełznane. I nawet nakarmione są i wymyte. I nie ma to nic wspólnego z ich pochodzeniem z Ukrainy. Polskie mamy trafiające do naszych domów często są podobne. Wiedzą to ci, którzy prowadzą domy dla matek z dziećmi. Ile trzeba pracy, żeby przywrócić niektórym paniom poczucie macierzyństwa i jego praktyczne aspekty. O ojcostwie nie wspomnę, bo tatusiów zwykle nie ma, albo lepiej, że ich nie ma.


To oczywiście przechodząca z pokolenia na pokolenie bieda. Kiedyś jedna z matek mi wprost powiedziała: ” a skąd ja mam to wiedzieć, skoro moja matka mi tego nie dała?” I wcale nie musi to być, choć często bywa, bieda materialna. Dużo groźniejsze w skutkach jest ubóstwo miłości. To trudne do nadrobienia, a czasem po prostu, po ludzku, niemożliwe.


Chyba, że odkryje się Miłość. Miłość Boga. Bywa, że po latach. Nie znikną rany, ale powróci pokój w przebaczeniu i pojednaniu z samym sobą i innymi. Sens życia i wola walki. O siebie i innych. Człowiek odkrywa, że jest bezcenny taki, jaki jest i może być dobry z tym, co ma. Puste ręce napełnia Koś inny. Można zacząć od nowa. Codziennie.


Co nie zwalnia z szukania pomocy u lekarzy, kiedy potrzebna jest pomoc psychiatryczna czy psychologiczna. Podobnie, jak zapalenia płuc nie wyleczymy modlitwą, tylko antybiotykiem. Nasz Pan Doktor od głowy ma u nas pełne ręce roboty i wielu pomógł. Podobnie jak chirurdzy, kardiolodzy czy inne specjalności. Pan Bóg czyni cuda, kiedy kończą się ludzkie możliwości. To nie znaczy, że nie należy się modlić o zdrowie dla chorego. Trzeba. Jedno z drugim.


To zaczynanie od nowa, codziennie, to po prostu miłość. A ta wymaga wytrwałości. Cnoty dzisiaj, podobnie jak wierność, zapomnianej. Żyjemy emocjami i tym, czy mi się chce, czy nie. Szukamy wrażeń, nie prawdy. Newsów nie wiedzy. I zostajemy, ciągle głodni, z rozczarowaniem i pustką. “ W końcu ziarno w żyznej ziemi oznacza tych, którzy wysłuchawszy słowa sercem szlachetnym i dobrym, zatrzymują je i wydają owoc przez swą wytrwałość.”/Jezus Chrystus/


Tej wytrwałości i wierności w dobru w świecie niepewności i zamętu sobie życzmy. Zwłaszcza, że zło, cierpienie i bieda rozlewa się szeroko. I nie zapomnijmy o tym, że świat jest piękny. Mimo wszystko. Mimo upału, wojny, inflacji, ludzkiej głupoty i naszych codziennych kłopotów. Piękno bywa malutkie i bardzo powszednie- jak ćma na ścianie domu, kwiatek na trawniku, podana herbata czy puszka konserwy wrzucona do kosza na zbiórkę żywności.

Jeden komentarz

  1. “Prawda życia, prawda ekranu”.
    Lubiłem ten cykl reportaży pokazujący scenki z tzw. prawdziwego życia.
    Siostra ma to na codzień i Jej rola nie ogranicza się do obserwacji, bo te problemy trzeba nie tylko dostrzec, ale je rozwiązywać. I to dopiero nazywa się Miłość.

Możliwość komentowania została wyłączona.