Nam się szczepienie w najbliższej kolejności nie należy. Nie jesteśmy- pracownicy i mieszkańcy- traktowani jak DPS-y, medycy czy inne grupy wysokiego ryzyka. Jak jesteśmy traktowani? Nie wiem. Na mój publiczny list, na list ks.T.Isakowicza -Zaleskiego nikt nawet się nie obrócił. Cóż, nie musiał. Kto by się przejmował bezdomnymi i niepełnosprawnymi. I tymi, którzy “mają kaprys” być z najsłabszymi?

Dziwi mnie to? Absolutnie! Zawsze najsłabsi muszą zbierać resztki spod stołu. Ciekawe tylko, kiedy odpadki zaczną spadać pod ten stół. Bo i na stołach niewiele. Już przecież nikt nawet nie udaje, że są jakieś wartości i zasady. I to może jest w tej sytuacji najgorsze. A może – jak rąbniemy o dno, to wreszcie nastąpi otrzeźwienie? Nie da się żyć bez zasad, wartości, solidarności, prawdy i miłosierdzia. Bez szacunku dla starych, chorych i słabych. Bez wzajemnego szacunku. Bez ducha służby jeden drugiemu.


Artur zapragnął kolejnych przyciskanych popielniczek tak gorąco, że polały się wczoraj wieczorem prawdziwe łzy. Dzisiaj więc Gosia pojechała do sklepu “wszystko po 4 zł” . Miny klientów, kiedy płaciłam przy kasie za trzy popielniczki, 10 zapalniczek i świnkę skarbonkę -bezcenne. Podobnie jak błysk w oczach, kiedy otworzył pudełko, które “pan przyniósł” pod drzwi domu. Bo przynieść musi pan i postawić pod drzwiami i zadzwonić. /Wie, że lezenty od czasu epidemii przynoszą kurierzy/
Czujecie? Kładziesz pieniążka, spinacz albo zapalniczkę na wieczku popielniczki, przyciskasz i….wpada do środka. Potem, jak potrząsasz to dźwięczy.


Na Gniewkowskiej powtórka z Wigilii. Zgodnie z obietnicą ozdrowieńcy, co ją spędzili w szpitalu, mieli imprezkę na Trzech Króli. I prezenciki i kolędy i zgadywanki. Jak nigdy, nikt nie chciał iść spać /oprócz wykończonej Reni, która bardzo chciała, ale musiała towarzyszyć/. Widać dobrze robi czasem wyjazd, żeby docenić potem dom. Zwykle trzeba ludzi długo namawiać, żeby zechcieli wyjść z łóżek i pokojów.


W Jankowicach pan myślał, że to wojna i obsiusiał cały pokój. Pożar gasił, czy co? Jak kiedyś wyrwał laskę współmieszkańcowi i walnął go nią w głowę, to Policja i Pogotowie orzekli, że się nic nie stało i tylko zastrzyk na uspokojenie. Ciekawe, co się musi stać, żeby wzięto pana do szpitala. Zrzuca się na nas bardzo często obowiązki licznych służb. Owszem, nasi ludzie robią co mogą, a często nawet jak nie mogą to też robią, dzień i noc, ale-na Boga- są inni do pomocy powołani. Systemowo.


W Krakowie mamy mieszkańca chorego mocno na nowotwór. Praktycznie już nie możemy mu zapewnić opieki. Pan jest co najmniej trudny, ale ciągle człowiek. Dzwonię więc do Pomocy Społecznej zajmującej się, a jakże, osobami bezdomnymi z prośbą, najpierw grzeczną, żeby znaleziono miejsce w odpowiednim schronisku dla chorych lub hospicjum. I słyszę propozycję: “to niech siostra podzwoni i poszuka miejsca”. Przypomniałam pani, że to ona pobiera pensję za pomoc ludziom bezdomnym, więc może to ona podzwoni. Niestety bez skutku. Dać zasiłek, zupkę, czapeczkę, buciki- fajnie jest. Wziąć na głowę człowieka porąbanego, schorowanego, niegrzecznego, sikającego po ścianach i jego los- nie, nie. Ochraniamy bowiem życie co do zasady. Co do konkretów…….Póki nas to nic nie kosztuje i jest milusio.

Hasło “Posuńmy się na ławce życia” wobec powszechnego jego zagrożenia nabiera nowego wydźwięku.


Nad-obowiązkowo

Św. Franciszek do brata Rufusa o duchu służby.

/Wg. Eloi Leclerc-Mądrość Biedaczyny wyd. Haleeis/

Jak widzisz, nie tylko panowie tego świata prowadzeni są przez chęć panowania i mocy. Jest tak również ze sługami, którzy w sposób wolny nie akceptują swego stanu służby. Ten stan staje się ciężkim jarzmem, które przygniata człowieka i wyciska z niego narzekania. To jarzmo rzeczywiście nie pochodzi od Pana.
Być ubogim według Ewangelii, oznacza nie tylko zobowiązywać się do wykonania tego, co robi ostatni – niewolnik-lecz czynić to wszystko z sercem i duchem Pana. A to wszystko zmienia. Tam gdzie jest duch Pana serce nie gorzknieje. Nie ma miejsca na pretensje.
Kiedy żyłem jeszcze w świecie, za najniższą ze wszystkich rzeczy uznawałem pielęgnowanie trędowatych. Jednak Pan zmiłował się nade mną. On sam zaprowadził mnie do nich i miałem okazję okazywać im miłosierdzie. A kiedy stamtąd wracałem, to co wydawało mi się gorzkie, zmieniało się dla mnie w słodycz dla ducha i ciała. Duch Pana nie jest duchem zgorzknienia, lecz słodyczy i radości.