Ostanie dni to konferencje-internetowe, a także, jazda do stolicy zakończona podpisaniem umowy na działkę pod budowę domu dla ludzi niepełnosprawnych i chorych. Nareszcie, po sześciu latach mamy to. Zaopatrywanie naszych domów w niezbędne środki, a przy okazji także kilka osób “ze świata” w sprzęty niezbędne do życia. Telefony od przygnębionych i z kłopotami. Niedaleko zaprzyjaźniony DPS ma koronawirusa.


I jak już ustaliłam jaką to pralko-suszarkę trzeba kupić mamie z dwoma autystycznymi chłopcami, z których jeden siusia wszędzie gdzie popadnie, mimo pampersów, zakupiłam sprzęt i zatarłam łapki, że pani w poniedziałek będzie prała w maszynie, nie ręcznie, to okazało się, że właśnie wpadła w kwarantannę, bo w szkole chłopców korona. Dostawę przesunęłam, ale los tej mamy zamkniętej z niepełnosprawnymi dziećmi pełnymi energii, nie dających się “skanalizować’ ani też opanować- hmm….Mój Artur to przy nich bułka z masłem. A synek najukochańszy też potrafi wycisnąć z nas ostatnie poty jak ma rzut. Nie narzekajcie do jasnej ch….na maseczki, tylko na buźki wkładać, rączki myć i nie pchać się jeden na drugiego. Moi ludzie też chcą żyć.


W ciągu ostatniego miesiąca u nas zmarły 3 osoby. Pośrednie ofiary epidemii. Nie otrzymały pomocy medycznej w szpitalach w odpowiednim czasie. Za chwilę będzie więcej. Niestety.


Artur dostał na imieniny bieżnię. Zakup sponsorowany, rzecz jasna. I ku naszemu zdumieniu synek nie tylko nie powyrywał kabelków, lecz ….ćwiczy czyli chodzi “na pacerek”, nawet nie żądając kaski za wysiłek. Z powodów kowidowych brzuszysko wyrosło i trza spuścić. Przy okazji inni też ćwiczą, jako, że na “pacerki” w realu i sporty jakoś od szeregu miesięcy czasu nie ma ani okazji.

Jak ktoś ma czas i ochotę, to wrzucam nagranie, które przygotowałam dla wolontariuszy Caritasu zamiast konferencji w realu. Długie jest, uprzedzam. W realu jestem ponoć trochę ładniejsza. Jeszcze. Nagrywać musiałam, jak zwykle nocą, bo w dzień synek i jego ferajna nie zapewniają ciszy i spokoju.

konferencja dla wolontariuszy Caritasu

Nagrodę “Lodołamaczy” odebrała Renia z Mirkiem. Renia- szefowa domu dla chorych w Warszawie, Mirek- od stu lat nasz Przyjaciel, a także członek Rady naszej Fundacji. Ja zostałam w domu, przesyłając tylko filmowe podziękowania. Ponoć nieco zazgrzytało, ale taka jest rzeczywistość.

Podziękowanie za nagrodę Lodołamacze

Zatem-uszy do góry, gorzej już było, a uratować nas może tylko wzajemna życzliwość i solidarność. Bo na tych, którym płacimy żeby nas ratowali liczyć nie za bardzo można, co mnie nie dziwi. Mam zbyt dużo lat, żeby mieć złudzenia. No i codziennie modlimy się na mszy św. za chorych i o to, żeby Pan Bóg widząc naszą ludzką nieudolność, a czasem i głupotę, wsparł nas i zakończył tę pandemię. Miliony zdały egzamin w tej próbie, ale pozostałe miliony oblewają. I wielu traci życie. Chrystus nam nie obiecał życia bez trudności i cierpienia. Nie wskazanym jest jednak dodawać sobie więcej, niż mamy. Sobie i innym.


nie dodawajmy sobie więcej niż mamy

Do leżącej w szpitalu w Wielkim Tygodniu siostry zakonnej przyszedł ksiądz. Zakłopotana siostra prosi o poradę:

-Księże, przyszły do mnie współsiostry i przyniosły mi ciasteczka. Zjadłam je w Wielki Piątek, ale- zastrzegła- najpierw posoliłam i popieprzyłam. Czy to grzech?

Ksiądz się zamyślił, potem odpowiedział: -Grzech raczej nie, ale głupota na pewno.