Kilka dni bez internetu i w poszukiwaniu sposobu na internet. Jakoś działa, choć „u nas na wsi” nigdy nie będzie świetnie. Przy okazji-usługi mobilnego internetu mocno podrożały. Oby chociaż było dobrze. Na razie jest jako tako. Moim marzeniem jest, żeby przyszedł ktoś, czarodziej jakiś, i raz na zawsze, machnąwszy różdżką, załatwił sprawę telefonów, internetów, popsutych pralek, zapchanych kanalizacji, popsutych pieców CO/zimą w weekend/, rozpadających się samochodów. Taki czarodziej-technik. Cóż, nie żyjemy w bajce. Ale – te słowa kieruję do Niebiańskiej Obsługi Technicznej Dobrych Uczynków, w skrócie NOTDU: ja mam dość. Dajcie teraz popalić komuś innemu! Sprawiedliwość musi być.

Rok już minął od otwarcia naszego domu w Jankowicach. Dał schronienie ponad 50 osobom. Starszym, ciężko chorym, niepełnosprawnym. Kilku u nas zakończyło życie, ale przynajmniej luksusowo. Dziś imprezka była z okazji rocznicy.

Nie wiem, czego Kuba trzyma się kurczowo w czasie grilla
tańce
I teleturniej dla ubogich

W zeszłą niedzielę wpadł do Jankowic Michał Olszański z żoną. Tośmy sobie pogadali. Poza anteną, rzecz jasna.

A dziś gości mieliśmy w Nagorzycach, przesympatycznych. Michał Stryszowski z żoną-Kingą wpadli na kawę z Krakowa. Michał podbija piłkę w różnych miejscach Europy, zbierając na setki potrzebujących kasę. To ciężka praca.

Z Magdą i Michałem
Z Kingą i Michałem

U nas w Nagorzycach też mała imprezka- urodziny wnuczki Tamary. Spóźnione przez koronawirusa, za to huczne, jak na nas. Artur też otrzymał „lezent”, bo zawsze się załapuje, a jakże, przy okazji urodzin czy imienin, a tych u nas wiele, bo rodzina wspólnotowa liczna. A obdarowany solenizant musi biegiem swoje prezenty chować, bo synek zgarnia całą pulę. I nie ma przeproś.

Dobra Pani przysłała mu pudło puzzli. Takich po 1000-2000 części. I Tomaszek dzielnie z nim siedzi układając przez wiele godzin. To znaczy Tomek układa, a Artur pokazuje paluszkiem. Potem synek przybiega i krzyczy:”Gosia, chocz bobaczyć, Artur zrobił” Cwaniak jeden.

W Krakowie na 10 mieszkańców, trzech ciężko chorych. Na pomoc Mikołajowi pojechała Marcysia, zostawiając na czas jakiś robotę przy chorych w Warszawie. O funkcjonowaniu służby zdrowia nie piszę, bo wszyscy to wiemy. Bogu dzięki w dostaniu się do lekarza pomogą czasem przyjaciele, ale przecież tak być nie powinno. Cóż, nie powinno, ale jest. Od lat. I coraz gorzej. Czy ktoś wreszcie, co władzę ma, spojrzy łaskawym okiem na tysiące ludzi starych, schorowanych, czekających na pomoc, zbyt biednych, żeby płacić za prywatne wizyty? Na ludzi, którzy z małych miejscowości muszą jeździć do wielkomiejskich szpitali i specjalistów, płacąc sąsiadowi za dowóz, bo nie ma komunikacji, z głodowej renty? Dojeżdżać na przykład 50 km na onkologię kilka razy w tygodniu, na chemię czy naświetlania, czekając tam wiele godzin? Albo 160 km do Krakowa? Mając 1200 zł dochodu w najlepszym przypadku.

Po raz kolejny-dla niezorientowanych: 645 zł- za takie pieniądze musi przeżyć miesiąc człowiek chory, niepełnosprawny, który z różnych powodów nie ma prawa do renty z ZUS. I nie może mieć złotówki innego dochodu, bo mu obetną te grosze. To tak na marginesie chrześcijańskich wartości w życiu społecznym. To dlatego już wiele lat temu utworzyliśmy ścieżkę stypendiów dla osób niepełnosprawnych, jako wyraz solidarności z najsłabszymi.

W Brwinowie pomalowana bawialnia. Od poniedziałku lifting domu dla chorych na Gniewkowskiej. Próbujemy trochę przylizać co się da, zrobić salkę na rehabilitację, żeby ludzie nie ćwiczyli w korytarzyku pod kibelkiem. Z utęsknieniem czekamy na nowy dom. Oby za dwa lata nasi starcy i niepełnosprawni, a także członkowie Wspólnoty mieszkali wreszcie pięknie. Ci ostatni- na razie- mają lokum w piwnicy. Broń Boże, nie kapryszą, ale ja sama na to patrzeć już nie mogę. Bo my jesteśmy z naszymi ludźmi 24 godz. na dobę.

Wrócił jeden z naszych młodych włóczęgów. Znowu kwarantanna, badania na wirusa i sprawy socjalne Lena załatwiać będzie od początku. Cóż, chłopak nie do końca jest ogarnięty, bezradny wobec wymogów życia w społeczeństwie.

Pan Bóg też przyjmuje nas po tysiąc razy, bezradnych wobec naszych słabości.

Zmarli Rodzice Cezarego- członka naszej Wspólnoty. Cezary prowadzi dom na Łopuszańskiej. Mama najpierw, a kilka dni potem Tata. Już w Niebie trzymają się za ręce i patrzą na nas z góry.

I tak zwykłe życie toczy się mimo burz. Bo życie jest silniejsze niż śmierć. Dobro mocniejsze niż zło.

Nadobowiązkowo

św.Franciszek rozmawia z bratem Tankredem

-Bóg zmiłował się nade mną- odpowiedział Franciszek.- Pokazał mi, że szczytowe działanie człowieka i jego dojrzałość nie zawierają się w pójściu za jakąś ideą, choćby najwyższą i najświętszą, lecz w pokornej akceptacji tego, co jest, wszystkiego tego co jest.

Ciężko jest zaakceptować rzeczywistość. I prawdę mówiąc, żaden człowiek nie akceptuje jej całkowicie. Zawsze chcemy dodać sobie odrobinę wielkości, w ten czy w inny sposób. Taki jest cel większości naszych działań. Naprawdę często tego szukamy, nawet kiedy myślimy, że pracujemy dla Królestwa Bożego. Aż do dnia, kiedy doznamy klęski, i to głębokiej, kiedy pozostaje nam jedynie ta głęboka rzeczywistość: Bóg jest. Odkrywamy, że jedynie On jest wszechmocny, jedyny święty i jedyny dobry. Człowiek, który akceptuje tę rzeczywistość i raduje się nią do końca – odnalazł pokój. Bóg jest i to wystarczy.

-Lecz w tym świecie jest również wina i zło- oburzył się Tankred. Nie możemy jej nie dostrzegać. I w jego obecności nie możemy pozostawać obojętni. Biada nam, jeśli przez nasze milczenie lub zaniechanie, źli utwierdzą się w swoim złu i tryumfują!

-To prawda-nie mamy prawa pozostawać obojętni wobec zła i winy-podjął Franciszek.-Lecz nie musimy się już irytować, ani martwić. Nasze zmartwienie i irytacja mogą krępować miłosierdzie w nas samych i w innych. Trzeba, żebyśmy się nauczyli widzieć zło i winę tak, jak widzi Bóg. To jest trudne, ponieważ tam gdzie my w naturalny sposób widzimy winę wymagającą potępienia i ukarania, Bóg widzi przede wszystkim nieszczęście wymagające pomocy.
ks. Eloi Leclerc OFM”Mądrość Biedaczyny”
1921-2016 , więzień obozów koncentracyjnych, franciszkanin, pisarz. Brat założyciela marketów.