Imprezowania ciąg dalszy. Wczoraj pomknęliśmy: Miki, Tamara, Artur i ja, do Krakowa. Medal odbierać. Jako, że synek uwielbia światła estrady i jest “pierwszoplanowy”, to znaczy zawsze tak się ustawia w nadziei, poniekąd słusznej, że go coś obleci. Miałam paczuszkę z prezencikiem, którą mu rozdający medale wręczyli, a jakże. Obłowił się nieźle, bo dodatkowo mnóstwo było gadżetów, ulotek i drobiazgów rozdawanych lub….ukradzionych przez niego w kuluarach szacownego Teatru Słowackiego. W restauracji dość długo wytrzymał jako lord, ale w końcu, rozejrzawszy się po sali zabrał się dzielnie do pakowania wyposażenia. Był to sygnał do błyskawicznej ewakuacji.

więcej o laureatach-kliknij na obrazek

Medal ów – św.Brata Alberta- to zaszczyt dla całej Wspólnoty. Za wspieranie ludzi niepełnosprawnych. A cała impreza to imponująca praca, wytrwałość i wysiłek wielu ludzi- Festiwal Albertiana. Od 17 lat mają odlot! Zespoły teatralne, w których aktorami są ludzie niepełnosprawni intelektualnie. Dzieci i dorośli gromadzeni przez stowarzyszenia i placówki z całej Polski, z którymi na co dzień pracują serdeczni ludzie tworząc sztukę i dając radość i poczucie wartości. Kręcą tym oczywiście Anna Dymna i ks.Tadeusz Isakowicz-Zaleski i zespoły ich Fundacji. Ludzie oddani do końca idei włączania słabych w życie mocnych i odwrotnie,  budowania mostów i dawanie nadziei. Często pod górkę.

Chciałoby się powiedzieć: “A to Polska właśnie”. Może ta najlepsza i najważniejsza?

Wielu młodych przychodzi z całym naręczem dobrych intencji: pomagania, a jakże, służby Chrystusowi w ubogich, a jakże. Szukają szczerze nawet, ale myląc “samorozwój” i “samorealizację” z drogą miłości Chrystusowej-szybko odchodzą. Do następnej półki w supermarkecie ofiarującym szczęście szybko i tanio-czyli bez wysiłku i wyrzeczenia. Kiedy po całym festiwalowym dniu Anna Dymna dołączyła do grona jedzących uroczysty obiad, talerze były już sprzątnięte. Ta kobieta była wykończona, głodna i …..szczęśliwa. Jej szczęście miało źródło w radości setek upośledzonych, niezgrabnych, często zdeformowanych przez chorobę i kalectwo twarzy. To szczęście buduje cierpliwie od lat. Temu szczęściu pozostaje wierna. Życie to nie jednorazówka- wybierasz, wyrzucasz, bierzesz następną, byle jaką, ale z napisem: “be happy”.

Dzisiaj nasz Krzysztof – zochciński elektryk zdawał egzamin zawodowy. Od tygodnia chodził zdenerwowany. Jest świetny w swoim fachu, choć zdrowie ma nietęgie. Inżynier pojechał z Krzyśkiem, zwanym przez nas żartobliwie Fazą, co by chłopaka na duchu podtrzymać. Wrócili szczęśliwi. Obaj. Faza został wyrzucony po trzech pytaniach, bo za dużo wiedział i pozostali nie mogli nadążyć! Nasi dzielni chłopcy!

Agnieszka wiozła Jurka do szpitala po odbiór wyników. Rokowania były złe. Wyniki okazały się całkiem dobre. Wrócili szczęśliwi. Oboje.

Pipi zdała egzamin na prawko. Wszyscy w domu byli szczęśliwi.Taka patologiczna, wielka  rodzinka, wg terminologii tejże. Trwanie w niej daje szczęście, chociaż często też daje w tyłek.

To trwanie pozwala Bogu  budować nas szczęśliwymi. Na gnanych wiatrem wydmach domu się nie zbuduje. “Błogosławieni, którzy w sercu dobrym i szlachetnym zatrzymują słowo Boże i wydają owoc przez swą wytrwałość.”/Jezus/

Nad-obowiązkowo

Dzieckiem cnoty jest wytrwałość. Owocem i dzieckiem wytrwałości jest  nawyk, a dzieckiem  nawyku jest charakter. /św.Jan Klimak/

Wobec płynącego z Ewangelii wezwania, aby powiedzieć “tak” na całe życie, pojawia się czasem pytanie: jak zdołam wytrwać? To “tak” fascynuje, ale jednocześnie może przerażać. Stąd właśnie przychodzi wahanie. Ku swojemu zdumieniu pewnego dnia dostrzeżemy jednak, że idziemy za Chrystusem: nasze “tak” Duch Święty złożył już w najdalszej części naszej istoty. I będziemy mogli odpowiedzieć jak Maryja:”Niech się stanie według Twego słowa”. 

Dla tego, kto ryzykuje całym swoim życiem, nie ma dróg bez wyjścia. Myślimy, że wyrzekliśmy się Chrystusa, ale On nas się nie wyrzeka. Sądzimy, że zapomnieliśmy o Nim, ale On był tuż obok. Więc podejmujemy nasz marsz, zaczynamy od nowa. /br.Roger z Taize/


Nie ma znaczenia, jak powoli idziesz tak długo, aż się nie zatrzymasz
/Konfucjusz/