Około 2000 lat temu żył pewien prosty człowiek, któremu świat nagle przewrócił się do góry nogami. Józef miał życie uporządkowane, narzeczoną, plany małżeńskie, swoją wioskę, znajomych, rodzinę, pracę. Przyszłość wyznaczoną jasno. Żona, dzieci, robota, po pracy rozrywka. Rytm modlitwy powtarzany przez pokolenia.
Nagle runęło wszystko. Ukochana kobieta w ciąży, ewidentnie nie z nim. Tłumaczenia o Bożej ingerencji przy największej i najlepszej wierze-trudne do pojęcia i przyjęcia. Potem zjawiska dziwne, tułaczka w obcym kraju, koniec życia małżeńskiego. Konieczność przyjęcia jak swojego- nie swojego dziecka. Nie tak to sobie wszystko wyobrażał. I co więcej, nie mógł o tym z nikim pogadać.
A jednak! Ten  zwykły cieśla w prostocie serca, krok po kroku podejmuje wyzwania. Nie ucieka, bo rozpoznaje Bożą Opatrzność w swoim życiu. Rezygnuje z siebie dla żony i dziecka, i w tej rezygnacji odnajduje Boga. Wyobrażam go sobie jako człowieka o jasnym spojrzeniu, silnej woli i bardzo spokojnego. Nawet nie wiemy kiedy umarł i gdzie go pochowano. Czy  miał pełną świadomość, że opiekował się Bogiem? Teraz ma na pewno.