Właśnie zginęło nam 60 krzaków pomidorów. Równiutko wykopanych spod folii. Teren mamy praktycznie nieogrodzony, nawet drzwi na noc nie zamykaliśmy, bo był nasz Zochcin miejscem spokojnym od dawna. Awanturnicy albo się wynieśli albo, niestety, zmarli z powodu alkoholizmu, a ukraść u nas nie da się wiele. A jednak się znalazło. Chłopaki są źli, bo jakby osobiście ich to dotknęło. Pracowali przy tym. Zrobiło się jakoś smutno wczoraj, kiedy Wojtek odkrył stratę. Tak to jest, że nawet mały, niegodziwy uczynek gasi światło wokół. Cóż, trzeba zapalić światło tym usilniej.
Dzisiaj zresztą było parę innych wydarzeń, które dotknęły nas lub naszych ludzi. Może inaczej: które pokazały niezbyt miłą twarz naszych bliźnich. Ktoś nas chce wypchnąć z zajmowanego miejsca, żeby dać owo miejsce swojemu, silniejszemu. Kto inny nie wykonuje swoich obowiązków próbując oszczędzić na biedaku.
Czym człowiek starszy tym więcej zbiera spotkań z ciemniejszą stroną bliźnich. A mimo to trzeba wierzyć w dobro i ludzi, co nie oznacza naiwności. Bo Pan Bóg ciągle w nas wierzy. I mimo wszystko ma do nas zaufanie. Po tylu złych doświadczeniach. Chociaż może się nam wydawać, że i my mamy smutne doświadczenia z Panem Bogiem, bo mamy w życiu pod górkę, to jednak …. On nigdy nas nie zawiedzie.


Nie ma życia bez zaufania. Miłość to zaufanie, a tam, gdzie wkrada się podejrzliwość, gaśnie. Niemniej roztropność nakazuje liczyć się ze słabością. Swoją i innych. Chłopaki pełnią dyżury nocne.

roztropność

“Czy przypadkiem nie zostawiłam u pana parasolki?”
– zapytała mnie kobieta mieszkająca w sąsiedztwie.
Kilka dni wcześniej złożyła mi ona krótką wizytę.
“Owszem” – odparłem.
Podziękowała mi serdecznie, a potem z uśmiechem dodała:
“Pan to przynajmniej jest uczciwy! Pytałam już chyba tuzin osób,
czy zostawiłam u nich tę parasolkę i każdy odpowiadał, że nie!” Bruno Ferrero