W niedzielę ks.Jacek był w jednej z krakowskich parafii. Pod drzwiami kościoła 2 bezdomne kobiety, zmarznięte na kość.  Prosiły o pomoc. Dostały pieniądze na jedzenie i w poniedziałek ksiądz przywiózł je do Jankowic. Spóźnił się na umówione z nimi spotkanie 5 minut i panie już miały łzy w oczach, że zostaną na mrozie. Mieszkały w noclegowni, bo nie miały prawa do schroniska, jako, że ostatni meldunek spoza Krakowa. Noc na łóżku, w dzień-won, na dwór. Bez wsparcia, jedzenia, na mrozie. 

Ledwo żywy człowiek, z odmrożeniami i ranami uratowany również przez ks.Jacka. Początkowo mieliśmy go przyjąć do siebie, choć dom mały i już nawet w gabinecie lekarskim nie ma miejsca, a korytarze zbyt wąskie. Znalazł się jednak absolutnie miłosierny Samarytanin. Pewien prawnik -sic!- zabrał go domu, co prawda nie na ośle, lecz samochodem, wykąpał, nakarmił, przenocował, a następnie sobie tylko znanymi drogami umieścił w szpitalu. Święty Prawniku, chylę czoła. 

Pan, który spędzał dzień w galerii handlowej w Ostrowcu też już jest  u nas. W noclegowni lokalnej miejsc nie ma, spał w pustostanach. Schorowany. Pomagali mu pracownicy jednego ze sklepów. Chwała im za to.

W naszym krakowskim domu mieszka obecnie niewidomy schorowany pan Jan. Wyciągnięty przez dobrych ludzi z noclegowni, gdzie miał czekać na DPS. Nadal czeka, ale pod naszą opieką. Pampersowany, bez głowy, nie wie co się z nim dzieje. 

Takich przykładów my i inne organizacje mamy mnóstwo. Od dawna alarmujemy, że nieludzkie przepisy zabraniające przyjmowania do schronisk ludzi bez decyzji administracyjnych powinny być zmienione.  My jesteśmy na froncie, a tu obowiązuje zasada szybkiej i skutecznej solidarności. Człowiek żyje, cierpi i umiera nie tylko nocą. I nie tylko w zimie, choć w zimie częściej. 

Rozumiem i pochylam się z troską nad budżetami samorządów, szczególnie tych w  wielkich miastach, gdzie gromadzą się siłą rzeczy ludzie bezdomni. Wykazuję głębokie zrozumienie, że noclegownia czy ogrzewalnia pozwala tanim kosztem oczyścić sumienie. Że ważniejsze są ścieżki rowerowe i inne  bajery, że przecież oprócz ludzi bezdomnych mamy także bezdomne zwierzęta /nawiasem- to zróbcie noclegownie dla bezdomnych zwierząt lub ogrzewalnie-rano na mróz, przyjmowanie tylko na noc. Już widzę, jak “Animalsi” was zjedzą i słusznie/. Że przecież nie za swojego płacić nie chcemy, czyli pomagamy tylko tym, co mieli szczęście mieć u nas kiedyś meldunek. 

Z troską pochylam się również nad totalnym brakiem zrozumienia problemu ludzi bezdomnych przez Ministerstwo. Kiedy po objęciu urzędu przez obecną Panią Minister napisałam, /oj bezczelna byłam, władzę zechciało mi się pouczać/ list do Pani, przewidując to, co się obecnie dzieje, otrzymałam odpowiedź, którą można by streścić krótko, choć niezbyt ładnie co ja mogę władzy zrobić, a właściwie gdzie ją czule potraktować.  I informację, że prywatnie, to ja mogę sobie robić, co zechcę, ale jeśli mam przyjmować ludzi bezdomnych to muszę się dostosować do wyobrażeń o tejże pomocy i jej formach Wysokich Urzędników, boć chyba rozumiem, że władza wie lepiej. 

Efekt jest taki, że wiele organizacji ogranicza miejsca, których i tak jest zbyt mało, aby sprostać standardom, mnóstwo ludzi pozostaje poza wszelką pomocą, tysiące pracowników pomocy społecznej tworzy tony papierów, co oczywiście kosztuje czas i pieniądze, a ludzie oczekują na owe decyzje na ulicy lub w zatłoczonych noclegowniach, często schorowani i zagubieni. Jeszcze inni nie są w stanie przejść przesłuchań i wywiadów i wolą pozostawać poza systemem. Albo też, mieszkając od wielu lat w Warszawie czy Krakowie, dostają propozycję noclegowni czy schroniska na drugim końcu Polski, gdzie wrócić albo nie mogą albo nie potrafią. 

Na razie wozimy do naszych domów na wsi tych, którzy w systemie z takim wysiłkiem i za wielkie pieniądze budowanym się nie mieszczą /oficjalnie 19 mln. zł kosztowało przygotowanie tego gniota-ustawy, za jeszcze poprzedniej ekipy rządzącej, a ta się tego trzyma/, ale i one nie są z gumy. A w Warszawie przyjmujemy każdego, bez decyzji. Bujajcie się kochani urzędnicy i potem piszta co chceta na swoich decyzjach. Aż papieru zabraknie.  

Nie czekajmy na cud przemiany myślenia rządzących. Włóżmy zielone kamizelki i nie bądźmy obojętni. Uzdrowienie musi przyjść od nas. 

Widzimy to samo, ale czujemy zupełnie różne rzeczy.

Dla większości ludzi park zimą to plac zabaw dla dzieci, dla osób bezdomnych to miejsce gdzie jest ławka i można usiąść i odpocząć./A.Porowska/

Adrianna Porowska- Kamiliańska Misja Pomocy, Warszawa :

Widzimy to samo, ale czujemy zupełnie różne rzeczy.

Dla większości ludzi park zimą to plac zabaw dla dzieci, dla osób bezdomnych to miejsce gdzie jest ławka i można usiąść i odpocząć. Miejsc w schroniskach brak. Pamiętacie posta o p. Tadeuszu którego przywiozła do nas policja? Dzięki naszemu uporowi trafił do szpitala, nie wiem jednak co z nim dalej bo wypisano go do noclegowni. Człowiek z którym był utrudniony kontakt, pampersowany u nas, mający problem z poruszaniem, krzyczący w niebogłosy,  nagle ozdrowiał. Okazało się że widząc to samo z lekarzami i pracownikami OPS widzimy różne rzeczy. My chorego człowieka który wymaga opieki całodobowej osób trzecich, oni osobę która sama poradzi sobie w noclegowni. Podobno Pan sam zrezygnował z możliwości spania w noclegowni.

To akurat pokazuje czym dla wielu ludzi jest wskazywanie im tego miejsca, skoro wolą klatkę schodową czy śmietnik. Podobno jest już zmiana ku lepszemu w noclegowni,  ale podobno nawet wstanie o 5 rano nie gwarantuje tam dostępu do ciepłej wody bo jest bojler.

No więc zupełnie obcy sobie ludzie śpią stłoczeni w wieloosobowych salach, nie mogąc wieczorem wykąpać się i zrzucić z siebie brudnych ubrań. Pomoc nisko progowa w postaci jadłodajni, noclegowni czy łaźni powinna być kierowana do ludzi którzy nie są w stanie skorzystać z innej pomocy. U nas noclegownia jest miejscem do którego wpycha się ludzi którzy nie dostali miejsca w schronisku czy w schronisku dla chorych.

W placówkach dla chorych zatrudnieni są pracownicy którzy czytają epikryzy ze szpitali czy też rozmawiają z ludźmi którzy przyszli i podejmują decyzję czy są w stanie udzielić im odpowiedniej pomocy. W noclegowni przyjmowany jest każdy kto przyjdzie. Takim sposobem spychana jest odpowiedzialność na pracowników noclegowni za tych wszystkich ludzi, którzy nie uzyskają nigdzie indziej pomocy ze względu też zły stan zdrowia. Moim zdaniem to “chory” system.