Z pośród tysięcy kanonizowanych i nie- tę, odkrytą niedawno, bardzo lubię.
Pechowo urodzona: w chłopskiej rodzinie koło Tuluzy, od dzieciństwa chora na zniekształcającą gruźlicę, z jedną ręką zdeformowaną. Matka zmarła bardzo wcześnie, ojciec ożenił się po raz drugi z podłą kobietą. Macocha, jak ze złej bajki, zabroniła mieszkać w  domu, kazała jeść z podłogi w sieni, spać w oborze ze zwierzętami lub pod schodami, ciężko pracować. Zero kontaktu z przyrodnim rodzeństwem. Zresztą dzieci ze wsi też stroniły od dziewczynki.

A ta wyprosiła możliwość pasienia owiec, co niewątpliwie dawało jej trochę spokoju od prześladowania. Mimo cierpienia spowodowanego chorobą była codziennie na mszy. Czas spędzała na modlitwie, głównie – tym brewiarzu ubogich, jakim  jest różaniec. A owce? Swój kij pasterski wbijała w ziemię i żaden wilk nie podchodził w czasie jej nieobecności na pastwisko. Nędzny chleb dzieliła z ubogimi. Jak w legendzie o św. Elżbiecie – macocha podejrzewała ją o kradzież chleba z komory. Kiedy kazała dziewczynce pokazać, co ma w fartuchu- wypadły piękne róże. W końcu kilku wieśniaków na widok cudów ogarnęła litość i ubłagali u ojca  zgodę na przyjęcie dziecka do domu. Odmówiła- zapewne nie mając zaufania do kochanej rodzinki.
Zmarła w wieku 22 lat, na barłogu pod schodami.I świat o niej zapomniał na kilkadziesiąt lat.
 
Kiedy przypadkiem odkryto jej grób, ciało pozostało w nienaruszonym stanie. I zaczął się ruch, bo ta gruźliczka, mając ze zrozumiałych względów fory w Niebie, wypraszała uzdrowienia i cuda u Ojca.  Tego dobrego, rzecz jasna.
Zaczęły się pielgrzymki, w końcu wybudowano bazylikę.

 
  


 Św. Germana z Pibrac, patronka odrzuconych i maltretowanych dzieci.
1579-1601