Dzisiaj św. Piotr w swoim liście mówi kapitalną rzecz. Czyńmy dobrze, żeby, jak przyjdzie odpowiednia chwila, ci, którzy nas nienawidzili, czy nami pogardzali, byli zawstydzeni swoją postawą. Ta stosowna chwila to moment nawrócenia.Dlatego nie wchodzę w słowne potyczki typu „Ja ci mówię, że Bóg jest, a ja ci mówię, że Boga nie ma”. To absurdalne. Ja sobie żyję uznając, że Bóg jest i na miarę swoich możliwości wyciągam z tego faktu konsekwencje. Podobnie moi bracia i siostry ze Wspólnoty.
Kiedyś w czasie spotkania z mieszkańcami w kaplicy Tamara powiedziała: większość z nas próbowała żyć bez Boga. Widzimy, dokąd nas to zaprowadziło.Teraz przyszedł czas, żeby zobaczyć, do czego nas zaprowadzi życie z Nim. No, lekko nie jest, ale przecież to jest wpisane w koszta. Za to daje wolność.
Kiedyś, kiedy byłam bardzo młoda/każdemu się to zdarza/, święty, choć nie kanonizowany, ksiądz Marcin Popiel opowiedział mi taką historię:
Na jakimś odpuście szedł z innym księdzem przed dwoma paniusiami. Jedna z nich powiedziała: popatrz- ten do na pewno zdzirtus, a druga- a ten pijak.
Towarzysz księdza Marcina był w nowej, świetnie skrojonej sutannie, dobrych butach, a ksiądz Marcin- jak to on- w pocerowanej sutannie i starych, za wielkich buciorach. Miał zwyczaj swoje buty oddawać biedakom, a materiał na nową sutannę – biednym klerykom. I siostry parafialne były bezradne.
No, nasz Mistrz też nie miał najlepszej marki, zwłaszcza wśród VIP-ów. A i tłumy, którym pomagał, na końcu ……skazały Go na śmierć.
To bardzo trudne – zachować spokój i pokój serca. Są owocem wolności Ducha. Świętego, oczywiście.