Jeden z naszych księży, który od jakiegoś czasu jeździ, jak my mówimy “na handel” czyli objeżdża z ekipą wioski i sprzedaje używaną odzież, powiedział mi dzisiaj: “My, księża, nie zdajemy sobie sprawy, jakie kłopoty mają nieraz ludzie.”
Dotknął biedy, ubogich, którzy od nas kupują za grosze, słucha, pociesza.  Pewnie nie dotyczy to wszystkich księży, stwierdzenie było zbyt ogólne, ale także dotyczy  nie tylko księży. Gdybyśmy więcej o sobie wzajemnie wiedzieli, lepiej byśmy się rozumieli.
Nasza ekipa: ks.Jacek, Inżynier i Mikołaj-lat 16-gościła dzisiaj w Pińczowie, na zaproszenie tamtejszego Proboszcza. Wyjechali o 4 rano, cały dzień sprzedawali przetwory, parafianie składali datki. Skromni ludzie starali się kupić chociaż słoiczek, żeby dołożyć swoją cegiełkę. Jak bardzo cenne są te pieniądze, bo pochodzą nie tylko z portmonetki, ale także z serca. Ks.Jacek odprawił też mszę w więzieniu. A ks.Proboszcz ma podobno najlepszą na świecie kaszankę!
Pytali mnie uczeni w Łodzi, czy odczuwamy kryzys. Oczywiście, ale na szczęście, co ciągle sobie powtarzamy, Bóg nie zapomina o swoich biedakach. Solidarność ma wymiar bardzo praktyczny. Czasami wygląda jak słoik dżemu malinowego, a czasami jak TIR z odzieżą z Holandii, która zamieniona na grosz do grosza, pomoże  utrzymać nasze domy i zapłacić pensje pracownikom. Ale, bez złudzeń,  trzeba się przy tym napracować.