Wczoraj mogłam zrealizować w końcu obietnicę. Właściwie zrobiłam to cudzymi rękoma, ale..cóż,młodzi wyrośli i niech się realizują. Grunt, że wreszcie nasi niepełnosprawni /albo sprawni inaczej/ Przyjaciele pojechali na wycieczkę. Do Bałtowa. Bo my tu mamy taaaaki!!! wielki Jurapark z atrakcjami. Oczywiście jak jedzie tam rodzina z dzieciakami, to niech zbiera kasę przez rok, bo każda przyjemność kosztuje, a jest tego mnóstwo. Zatem wyruszyli: Niepełnosprawni, nasze chłopaki z Zochcina, co nigdy nigdzie nie jeździli, jeszcze Magda, nasza dzielna asystentka rodzinna z czwórką dzieciaków z bliskiej nam rodziny, które to dzieciaki też pierwszy raz w życiu….i Jasiek, Tomek, Miki i Marcycha jako obstawa, oraz Agnieszka, na co dzień szefująca Jankowicom, ze swoimi dziećmi. Byli jeszcze Grzesio i Magda z Jankowic. Moje chłopaki dzielnie pomagali słabszym. Była jazda na safari, czyli szkolnym, amerykańskim busem, takim żółtym, jak z filmów, pośród wolno żyjących zwierzaków, było lokalne mini ZOO i inne atrakcje. W tym ZOO są kurki bardzo śmieszne, a takie kurki to hobby Inżyniera. Po powrocie chłopaki opowiadali z zachwytem o tych ptakach, więc zapytałam, czemu wrócili z pustymi rękoma. Jakby taką kurkę  czy dwie przywieźli, to by się chociaż w części wydatek zwrócił. Najpierw skromnie tłumaczyli, że nie wzięli narzędzi, a potem, już serio, jeden wyznał: „Ja już z tym skończyłem”. I tak stadko Inżynierowe nie ma szans na szybki wzrost liczebności. No i co? Przyzwoitość nie zawsze opłaca się tu i teraz. Oczywiście wszystko to były żarty, nie namawiam nikogo do sięgania po cudze.
zwierzaki podchodzą do autobusu
brakuje Tomka, bo ktoś musiał zrobić „cyk”
spełniają się marzenia
autorka bułeczek z dziećmi

                                                                                                                 

Jedynie mi żal tych bułeczek drożdżowych, co mama dwójki niepełnosprawnych osób upiekła na ten wyjazd i do mnie nic nie dotarło. Trza było stara, jechać! Tylko Artur akurat miał dzień łóżkowy i już.  Jeden z chłopaków mi potem wyznał, że zawsze marzył, żeby się przejechać takim „amerykański autobusem, jak z filmu”.  Mówisz i masz. Dzięki sponsorom, rzecz jasna.

 A ci co zostali w Zochcinie w liczbie 3: Wojtek, ja i Artur, najpierw sadziliśmy drzewka, żeby wokół nowej ławki przed kaplicą było ładnie /Artur siedział, sadził Wojtek, ja pokazywałam gdzie, to też praca, no nie?/, a potem w pocie czoła zmienialiśmy Arturowi akwarium /to znaczy arturowym rybkom/ na większe.Wsparł nas Arek, który z Bałtowa wrócił, a ja potem do północy po tym sprzątałam. Hrabia leżał w łóżku i bacznie pilnował, żebyśmy skończyli robotę. Teraz ma taki telewizor akwariowy na całą ścianę. Welon nadal pływa do góry brzuchem, ale już  mniej. Za to gurami całujące wcale się nie całują tylko biją. U nas nawet zwierzaki są porąbane.. 
A dzisiaj już była inauguracja sezonu basenowego i jak zobaczyłam moich chłopaków pływających, to mi przeszły wyrzuty sumienia z powodu tego basenu. Te wyrzuty co jakiś czas wracają, ale ulatują szybko na widok radości tych, którym życie radości skąpi co nieco.