Tak, bardzo bym chciała pisać o duchowych uniesieniach, kwiatkach, pięknych widokach. Niestety- świat jest oczywiście piękny, ale także bardzo brzydki. I jakoś ta brzydota wyłazi nieco mocniej niż zwykle, trudniej o piękno. Choć oczywiście ono jest.

Pisałam już o uzdrowicielskiej mocy komisji orzekających o niepełnosprawności. Tak się składa, że większość naszych mieszkańców to ludzie chorzy, niepełnosprawni. Od wielu już lat tak jest. Ile czasu, pieniędzy i wysiłku pochłania o nich walka, tego nikt nie zliczy. Pieniądze, w większości pochodzą od dobrych ludzi /to jaśniejsza strona świata/, lecz w części są z naszych podatków, które oczywiście też wszyscy płacimy.

Pan, którego oblano benzyną i podpalono. Po długim leczeniu, dwóch przeszczepach skóry, czeka na trzecią operację. Czasem, jak nasze Panie Socjalne się zaprą i odpowiedni OPS zdąży, /bo papiery nie umrą, mogą leżeć/, to mu przyznają ubezpieczenie na trzy miesiące. Właśnie został przez komisję uznany za zdolnego do pracy. Opatrunki codzienne, nie może ruszać rękoma, bo przykurcze, musi uważać na każdy ruch. W związku z tym – nie ma ubezpieczenia, bo pracować może, a jakże. 250 zł dziennie kosztują leki i bandaże, tysiące na dotychczasowe operacje poszło z kasy służby zdrowia i wszystko może pójść na marne, ale przede wszystkim ten człowiek może …..pójść na marne.

Pan po amputacji części stóp. Rany się nie goją, ale-zdaniem komisji może iść do pracy. Niestety boso, bo butów nie włoży. No i rany śmierdzą, więc chyba w jakimś izolowanym miejscu. Proponuję jako odźwierny w MZ.

Zdolni do pracy. Natychmiast. Uwaga: drastyczne.

Pan z lekooporną padaczką walczy o swój los od maja ubiegłego roku. Już kolejne odwołania, kolejne gremia się zbiorą, a my płacimy kilkaset złotych miesięcznie za leki, bo nieubezpieczony. Czasem dostanie łaskę, nie wiem czy on, czy my, i pomoc społeczna go ubezpieczy na trzy miesiące, ale przecież zdolny do pracy, więc pewnie nie powinna. A u człeka padaczki się nie da wyleczyć, można tylko ograniczyć liczbę ataków, nie zlikwidować całkiem. Wiem coś o tym, bo mój Artur to ma. Musi być monitorowany 24/24. Wywala go w łóżku, pokoju, samochodzie. Nie znamy dnia ani godziny. Mimo leków i specjalistów.

Rozmawiam koło 21-wszej z Renią z domu dla chorych. Nagle się rozłącza. Atak padaczki na sali. Tym razem młody. 27 lat. Ciężko chory, serce prawie nie pracuje, czeka na operację. Mamy cieniutką nadzieję, że doczeka. Miał u nas zator płuc, cudem uratowany, wypisany szybciutko ze szpitala. Taki mamy klimat.

Cóż, biedaków los, powie większość. I tak nie są przydatni, tylko kosztują. Nie z moich podatków dodadzą niektórzy. Siostra znowu miesza się w politykę zakrzykną obrońcy poprawności politycznej. Chronimy przecież życie od urodzenia do naturalnej śmierci,

Tak. Powiedzmy wreszcie prawdę. Nie chronimy. Spychamy najsłabszych w dół, odbieramy im nadzieję i szansę na godne życie lub po prostu-na życie. Jednym odmawiamy człowieczeństwa, bo to nie ludzie, tylko fala, uchodźcy, inni, obcy. W ten sposób zwalniamy się z moralnych powinności wobec bliźniego, tchórzliwie chowając się za hasłami i licząc, że politycy pozamiatają pod stół, żebyśmy mogli spokojnie nie widzieć i nie wiedzieć. Uff! Polska obroniona przed nędzarzami.

Innym serwujemy okruchy z pańskiego stołu, a jak uczestnicy uczty nic nie zostawią lub mało w trakcie zabawy, to-cóż, nie starcza dla was, biedacy, chorzy, niepełnosprawni, starzy. I co nam zrobicie? Hę? Co nam zrobicie?

Gest Kozakiewicza: autor Dario Crespi, CC BY-SA 4.0 https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0,

Nic wam nie zrobimy. My możemy tylko cierpliwie budować dobro. I warto przypomnieć sobie przypowieść o bogaczu i Łazarzu. Kto w końcu okazał się zwycięzcą życia z Bogiem?

I znowu: tak bardzo chciałabym pisać o wspaniałych ludziach, którzy swoją władzę wykorzystują do budowy sprawiedliwego wg Ewangelii świata. Każdą władzę: polityczną menadżerską, duchową. Mogę tylko napisać, że ci, co władzy nie mają są bardzo często o niebo lepszymi ludźmi. I na nich opiera się jeszcze ten świat. I przypomnieć sobie z lekcji łaciny, że minister to znaczy…. sługa.

Kiedyś, dawno temu, na pewnej konferencji to właśnie powiedziałam. Podeszła do mnie oburzona pani twierdząc, że ją obraziłam. Początkowo nie rozumiałam czymżesz to. No to mi powiedziała, że nazwałam ją służącą. Okazało się, że pani była…..ministrem. Już nie pamiętam czego.

nad-obowiązkowo

Zamiast słów wielu. Grupa naszych stypendystów, uczniów placówek wychowawczych, wpadła wczoraj wieczorem z takim prezentem i kwiatami. To dla Was, Ludzie Dobrzy, dzięki którym młodzież ma stypendia. I dla Was, kochane Dziewczyny z Funduszu Stypendialnego. No i co? Świat jest także piękny. Artur kwiaty zajumał, a statuetkę już oddał.