Mieszkańcy domu dla chorych z nudów snują opowieści: może by fajnie było, jakby i u nas pojawił się koronowirus. Telewizja by może przyjechała, coś wreszcie by się działo.
Stajemy na głowie, żeby dalej, do końca epidemii tak nudno było, a im się, skubańcom rozrywka marzy. O śmierci z nudów jakoś nie słychać jeszcze. Pracujemy, żeby odwrócić myśli od sytuacji. Ks. Krzysztof zgrywa na pendrivy swoje zasoby filmowe i rozsyłamy po domach. Rzutnik się znalazł.
Miki z Jackiem w Krakowie walczą o pana Zbyszka. Od dwóch tygodni poważnie chory. Udało się zrobić test. Minus. Gorączka, słabnie, wymaga natychmiastowej operacji, na którą ma od dawna skierowanie. Piątek wieczór. Kolejny raz wycieczki do SOR-ów. I wreszcie się udało. Jacek przed chwilą napisał, że łaskawie zostawili go w kolejnym szpitalu na internie. Mam nadzieję, że do szczęśliwego końca, a nie wyrzucą go, co się zdarzało, nocą na ulicę. Tylko upór Mikiego i Jacka, być może, go uratuje. Czy dostanie nowe życie?
Błażej wraca z wycieczki do Rzeszowa. Jeden z naszych mieszkańców urwał się z domu w Jankowicach już w czasie kwarantanny i absolutnego zakazu opuszczania koszar. ZOK się to dawniej nazywało. Alkoholowy zew okazał się silniejszy, zakrapiany brakiem wyobraźni. Dotarł do Rzeszowa. Błąkał się po mieście, bo oczywiście wszystko zamknięte, użebrać trudno, a i schroniska nie przyjmują. Przedwczoraj Zupa na Placu, czyli dobre ludzie, pomogli mu zrobić test. To był warunek powrotu do naszego domu. Tylko to było przedwczoraj. Dziś się gość odezwał, błagając żeby go zgarnąć. Pojechał więc Błażko wieczorem i wraca. Bez pasażera. Niestety- gość pijany. Nie wiemy, gdzie się włóczył przez dwa dni. Musimy być bezwzględni dla jednych, żeby oszczędzić innych. Nie mamy miejsca na kwarantannę. Co prawda jeden prezydent zaleca picie jako wewnętrzną dezynfekcję, skutecznie chroniącą przed zakażeniem, ale badania naukowe jakoś tego nie potwierdzają.
Niektórych, równie bez wyobraźni, a zarazem bez głowy, prawie przywiązujemy do nogi od stołu, żeby nie poszli, jako, że słoneczko zaczyna mocno świecić, a zawsze na zimę mamy ekipę “wędrowców”, którzy znikają z wiosną. Tylko ta wiosna jest inna. Alkoholizm jest chorobą straszną, a wędrowanie to też nałóg u niektórych.
Roboty było ostatnimi dniami po kokardę. Bogu dzięki za taką jak ta, choć mniejsze dzięki za okoliczności. Odbieranie ofiarowanej żywności, dziesiątków telefonów z chęcią pomocy, słowami otuchy.
Pipi z rodziną zrobiła cały catering dla domu w Krakowie u siebie w Gliwicach. Miki dziś odebrał. Ktoś przywozi ciasta, inny zorganizował ogromny zakup jedzenia na zapas, ktoś podrzucił zakupy do Medyni, jeszcze inni- bidony z płynem dezynfekującym, obkupują dom dla matek……Jeszcze trochę, a powiem “epidemio trwaj”. /To oczywiście głupi żart./ A mnie łeb pęka od logistyki i koordynacji, żeby nie tracić niepotrzebnie czasu, energii i kropli benzyny. Dzielimy się z innymi, inni z nami. Paczki dla rodzin rozwiezione.
A u nas jak co dzień, może to i dobrze. Leczymy pozostałości katarów u dzieci, niektórych matek i samych siebie też. Ponadto codziennych awantur nie brakuje. Robi się coraz cieplej więc będzie można zadbać o teren zielony wokół domu. Poza tym kończymy porządki świąteczne w domu i czekamy na zakupy, które nam finansuje Pani Justyna Parkot ze swoją Fundacja “Chcę Żyć”. Załatwiła nawet dostawę zakupów do domu, nie musimy wychodzić nawet po świąteczne zakupy, wszystko załatwiam przez telefon i e-maila. Bóg nad nami czuwa./s.Kasia, Dom dla Matek z Dziećmi/
W sytuacjach granicznych dowiadujemy się dwóch rzeczy: kto jest kim i kim jestem ja. Model do porównania dziś ludzie wierzący czcili adorując Miłość na Krzyżu. To także hołd dla ludzi, którzy stracili życie ratując bliźnich. Oddają je służąc cudzemu mimo zagrożenia własnego.
O kondycji naszego człowieczeństwa świadczą tysiące zbiórek, obiadów dla medyków, maseczek, przyłbic, ale także opuszczeni starcy w zarażonych ośrodkach i …..ceny środków ochraniających oraz brak wyobraźni u tych, którzy wzięli na siebie odpowiedzialność za innych i nie wywiązują się z owych zobowiązań.
Synek nadal nie przekracza progu domu, patrząc nieufnie, kiedy proponuję spacer bez kluczyków od samochodu w ręku. Natomiast dał się namówić na układanie puzzli. Chwila spokoju dla mnie, robota dla Tomka, bo oczywiście sam tego potrafi, ale z pomocą i owszem.
Znikamy w ciszy Wielkiej Soboty. Zalęknieni uczniowie, niepewna przyszłość, wszystko, co sobie planowali nagle się zawaliło.
Śladem mojej mamy, piekłam dziś pasztet. Grzegorz i reszta kroili sałatkę. Grzegorz w krojeniu jest mistrzem. Dodatkowy element Wielkopiątkowego postu. Pachnie w całym domu, a spróbować nie można. Skromnie będzie, wspólnotowa rodzina nie przyjedzie, bo obcinamy kontakty między domami do minimum. Ja też siedzę, jak mogę na tyłku, jako ekipa rezerwowa, mając mocno starszego Grzegorza i Artura z wadą serca na głowie. Obaj raczej nie będą pierwsi w kolejce do respiratora.
Ale to z pewnością nie przeszkodzi Panu Jezusowi w świętowaniu Miłości razem z nami. Zatem- uszy do góry. Po Wielkim Piątku była Niedziela Zmartwychwstania. Nowe życie. Będzie inne, ale będzie. Dla Apostołów było przecież inne. Zupełnie inne niż to, co sobie po ludzku wyobrażali, zaczynając trzy lata przed Wielkim Piątkiem wędrówkę z Nauczycielem.
Nadobowiązkowo
Tyle zła…Ale Bóg nie jest władcą absolutnym, który manipuluje niepodzielnie swoimi stworzeniami jak przedmiotami. Jego wszechmoc to wszechmoc miłości.
Miłość jest silniejsza niż śmierć.
Ale na swój sposób, który jest sposobem miłości. Kiedy Bóg stał się człowiekiem, to przez śmierć pokonał śmierć.
Krzyż jest jedyną odpowiedzią-milczącą-na długi proces wytoczony za zło Bogu przez współczesny ateizm. Bóg zstępuje do otchłani i śmierci, które stworzyła nasza tragiczna wolność. Zstępuje do mojej wewnętrznej otchłani, tego miejsca we mnie, pełnego niepokoju i ciemności…..
I unicestwił to przez swoje zmartwychwstanie. Bóg tak umiłował człowieka, że nawiązał z nim bezpośredni kontakt, totalną komunię , wyzwalając jego energię, którą zniszczyło zło i pozwalając mu rozwinąć się harmonijnie w świętości.
I wszystkie sytuacje śmierci w naszym życiu mogą się otworzyć na światło, jeśli mamy wiarę w Zmartwychwstałego.
Nie ma większej radości niż radość Wielkiejnocy.
Patriarcha Athenagoras