Właśnie wróciłam z Krakowa. Po dwóch latach wreszcie się udało. Dom gotowy, a dzisiaj była mała imprezka i poświęcenie. Przez ostatni tydzień wraz z trzema naszymi wspaniałymi babkami z Jankowic i Zochcina dawałyśmy odpór męskiej części ludzkości z uporem śmiecących, prujących ściany, malujących i drapiących oraz lepiących i montujących. Odpór polegał na sprzątaniu, myciu, odkurzaniu, zbieraniu porozrzucanych narzędzi i śrubek, dowożeniu jedzenia i materiałów. Bo najgorsza jest końcówka i przesuwanie gniazdek elektrycznych, które okazały się za szafą, a mają być przy łóżkach, żeby potem mieszkańcy nie robili przedłużacza z gołych drutów ciągnących się po podłodze /autentyk/, skręcanie mebli i dopilnowanie, żeby umywalki były zasilikonowane, narożniki zabezpieczone przed walnięciem krzesłem itp. Lata wprawy w tej robocie.  I oto w poniedziałek zamieszka dwóch pierwszych panów. Dom jest gotowy, chociaż jeszcze długo będzie uzupełnianie i “rozkręcanie” interesu. Miki z Inżynierem pociągną na początek. Łóżek jest 15, łazienek 4, osoby na wózku mogą mieszkać. Strych przerobiony na piękne pokoje. Gabinet medyczny, jeszcze do doposażenia.

Dziękujemy wszystkim, którzy przyczynili się do tegoż. Parafii Mariackiej, setkom ludzi dobrej woli, firmom, szczególnie Blachy Pruszyński oraz Forte, młodzieży z Duszpasterstwa Akademickiego OO.Dominikanów, Ojcu Św., naszym Mieszkańcom i pracownikom, szczególnie Wojtkowi zwanemu  Malinowym, Zbyszkowi, Kazikowi. Inżynierowi i Mikiemu, bo to ich upór i szaleńczy wysiłek pokonał wszelkie przeszkody oraz tym, którzy trzymali robotę na zapleczu, kiedy oni jeździli do Krakowa. Pani Lucynie, która ich nocowała i ks.Jackowi, który zbierając pieniądze w różnych parafiach wspierał dziurawy budżet tej inwestycji. To dlatego uzbierało się setki, a pewnie tysiące ludzi w tym łańcuchu. Choć nie znamy Was osobiście, to jesteście nam bliscy przez wspólnotę celu, jakim jest Miłosierdzie.

A mnie znikną z rozkładu zajęć nocne wyszukiwania w internetowych sklepach najróżniejszych rzeczy-  od łóżek poprzez talerze, do  …..zdjęcia św.JPII, pod patronatem którego będziemy tam żyć. No i co ja biedna pocznę? Ano, dziś pójdę spać, bo nie ukrywam, że stara się przez ten tydzień wyszalała aż nadto i Artur stęskniony czeka, aż do niego przyjdę.

Oczywiście teraz przyjdzie czas na kawę z tymi, którym będzie z nami po drodze. Zupa na Plantach wyrosła już na samodzielną całkiem pannę i są fundacją, ale myślę, że do starszej siostry-Wspólnoty wpadną i rodzinne więzy pozostaną.

The specified grid gallery id does not exist.