Bezcenna chwila pokazująca ułomność pamięci i bezradność wobec techniki, tej najprostszej. Jadę do stolicy, bo następnego dnia, wcześnie, mam spotkanie z zacnymi siostrami i braćmi w wierze i Kościele, co im zresztą dużo zawdzięczam. Wieczór spędzam na słuchaniu i spotkaniach ze współpracownikami, a nie są to radosne chwile, kiedy rozmawiamy o poranionych dzieciakach, ofiarach przemocy, szukamy rozwiązań, jak nadal trwać w służbie i nie wpaść w szpony smoka biurokracji, tak, żeby zachować możliwość realnej pomocy i ludzki jej wymiar, nie statystyczny.  Rano zaś staję przed furtką w umówionym na spotkanie miejscu, punktualnie, wciskam wszystkie, liczne przyciski, domofonu i żadnego odzewu. Myśl pierwsza: nie ten adres, ale przecież pamiętałam, co mi powiedziano przez telefon. Myśl druga: pomyliłam dzień lub godzinę, jestem już do kitu, trza się zwijać /ta o zwijaniu wcale nie przykra!/, myśl trzecia- nie mam nawet numeru, żeby zadzwonić, a wystawię ich do wiatru. Świństwo będzie.

Uratował mnie pan jeden, co wychodził akurat i wpuścił przez furtkę. Wpadam do środka, jeszcze nie pojąwszy co zaszło, wściekła na świat cały, że pewnie to jednak pomyłka i czekają na mnie na drugim końcu miasta. Pomyłka nie była, tylko domofon się zepsuł, a za wyładowaną na Was, Kikowco-Więziowcy,  frustrację- sorry. Po raz kolejny zachwycam się mądrością naszej reguły: żadnych domofonów w domach Wspólnoty! Gdyby tak to pod naszymi drzwiami biedak stał jakiś i odszedł z kwitkiem z powodu awarii głupiego urządzenia? Oczywiście brak domofonu ma także inny sens: przez słuchawkę łatwo odmówić człowiekowi, bo się go nie widzi. Otwarcie drzwi i spojrzenie w oczy zmienia relację.

Dziękujemy Jasiu, że chciałeś być z nami.

Zmarł nagle nasz mieszkaniec. Pan Janek był niepełnosprawnym, dobrym człowiekiem. Mieszkał z nami 5 lat. Nie chciał iść do domu opieki. U nas był jego dom. Przez te 5 lat był szczęśliwy. Jeszcze zdążył opowiedzieć, jak co dzień, Tamarze, że już wrócił z warsztatów terapii i co tam było, służyć do mszy księdzu, a potem poszedł się kąpać i zmarł. Dołączył do licznego grona naszych Przyjaciół w Niebie.

Powróciła wyprawa do Bukowiny Tatrzańskiej: niepełnosprawni nasi Przyjaciele, ich matki i młodzież jako wsparcie. Były wszystkie atrakcje: basen, termy, grill, kolejka na Kasprowy i wypad na Słowację. Artur baaardzo pilnuje swojej walizki, żeby przypadkiem nie musiał raz jeszcze jechać bez Gosi “busem”. Hotel stracił kilkaset pocztówek, które zgarnął z recepcji. To taka “danina solidarnościowa” z niepełnosprawnymi. Dziękujemy wszystkim, którzy w tym pomogli, także finansowo. Dla naszych te kilka dni, to jak dla wielu-wyjazd na Majorkę albo do Egiptu. Radość Grzegorza-praktycznie sparaliżowanego:”Patrz, Tomek, ja pływam!!!!” warta każdego wysiłku i pieniędzy.

The specified gallery is trashed.

A tak poza tym, to nikt nie wie, jak to się kręci, ale się kręci. Może dzięki naszej słabości Pan Bóg ma miejsce tym bałaganie? Jak byśmy byli wielcy, zaradni i świetnie zorganizowani, to byśmy Go nie potrzebowali. A tak, to co chwila trza Go do pomocy wzywać. Przecież nikt nie lubi być niepotrzebny, a już najbardziej chyba Pan Bóg.

Nad-obowiązkowo

Radość doskonała

I kiedy św.Franciszek mówiąc tak uszedł ze dwie mile, brat Leon z wielkim zadziwem zapytał: „Ojcze, błagam cię na miłość Boską, powiedz mi, co jest radość doskonała?” A święty Franciszek tak rzecze: „Kiedy staniemy u Panny Maryi Anielskiej deszczem zmoczeni, zlodowaciali od zimna, błotem ochlapani i zgnębieni głodem i zapukamy do bramy klasztoru, a odźwierny wyjdzie gniewny i rzeknie: ‘Coście za jedni?’ – a my powiemy: ‘Jesteśmy dwaj z braci waszej’ – a on powie: ‘Kłamiecie, wyście raczej dwaj łotrzykowie, którzy włóczą się świat oszukując, i okradacie biednych z jałmużny, precz stąd’ – i nie otworzy nam, i każe stać na śniegu i deszczu, zziębniętym i głodnym, aż do nocy; wówczas, jeśli takie obelgi i taką srogość, i taką odprawę zniesiemy cierpliwie, bez oburzenia i szemrania, i pomyślimy z pokorą i miłością, że odźwierny ten zna nas dobrze, lecz Bóg przeciw nam mówić mu każe, o bracie Leonie, zapisz, że to jest radość doskonała./Kwiatki św.Franciszka/

Lekcja modlitwy

Pewien człowiek chciał nauczyć się modlitwy. Szukał mistrzów wśród ascetów i  mnichów, wędrując od klasztoru do klasztoru. Stosował się do wszystkich dobrych rad. Bez skutku. Wreszcie trafił do biedniutkiej pustelni w głębi puszczy. Starzec wysłuchał jego prośby i obiecał naukę. Wieczorem, po odmówieniu wspólnie psalmów, starzec rzekł do młodzieńca:

-Teraz ja idę do chaty na spoczynek, a ty udaj się do puszczy i tam trwaj na modlitwie.

Zdumiony młodzieniec oburzył się na taką gościnność. Poszedł jednak do puszczy, bo drzwi pustelni zostały zamknięte, przekonany o bezsensowności swojej wyprawy. 

Kiedy szedł przed siebie, pierwsze godziny były nawet przyjemne. Jeszcze świergotały ptaki kładące się do snu, ostanie promienie słońca prześwitywały przez gałęzie, widać było jagody, którymi można było się posilić. Zapadła jedna ciemność, a z nią odgłosy dzikich zwierząt i komary . Młodzieniec zgubił ścieżkę. Przerażony wzniósł ręce do nieba i głośno wołał o Bożą pomoc. Natknął się na drzewo z licznymi konarami i wskoczył na gałąź, bo miał wrażenie, że zobaczył błysk wilczych oczu. Krzyczał do Boga o opiekę i ratunek oraz ochronę przed rysiami, o których słyszał, że licznie w puszczy żyją. Tak, licząc wyłącznie na Boże miłosierdzie dotrwał do rana i o świcie, zeskoczywszy z drzewa pobiegł do chaty pustelnika. Kiedy oburzony robił mu wymówki, stary człowiek spytał tylko:

-Co robiłeś, kiedy nastała ciemność? 

-Błagałem bez wytchnienia Boga o opiekę. 

-Ja też się za ciebie modliłem- odpowiedział starzec-Teraz wracaj do siebie i trwaj w tym błaganiu, które wznosiłeś dzisiejszej nocy. 

I nagle uczeń zrozumiał, że nauczył się modlić. /zasłyszane/

Modlitwa za brata

Dzisiaj, Panie, nie modlę się za siebie
lecz za tego, który jest, bardziej niż ja, wyczerpany.
W twojej dobroci, przyjdź mu z pomocą.
Niech Twoje światło przeniknie jego dom
aby obudzić nadzieję;
Niech Twoja obecność go podniesie
tak, żeby z odwagą
niósł krzyż, który Ty niosłeś.
Jeśli potrzebuje wsparcia aby dźwigać ból-
niech go znajdzie na moim ramieniu.
Jeśli jest słowo, które go ucieszy
umieść je na moich wargach, aby usłyszał.
Jeśli szuka serca dostatecznie wielkiego,
aby przelać gorycz wypełniającą jego serce-
rozciągnij moją miłość do wymiaru nieba.
Panie, modlę się za przyjaciela, który cierpi.
Jeśli nie możesz ująć mu nieszczęścia,
niech Twoja moc będzie z nim.
Naucz go, że wszystko jest Odkupieniem
i nawet nieszczęście jest królewską drogą,
która prowadzi do Twojego światła i Twojego pokoju./ks.Hilaire Leonard-Etienne/