Święta już prawie “po”. Oprócz stłuczki samochodu i braku światła w Zochcinie/na chwilę/ nic się większego nie wydarzyło. Czyżby Pan Bóg przestał nas traktować jak przyjaciół?

Św.Teresa z Avila jechała powozem przez pustkowia do nowej swojej fundacji. Ciemna noc, zmęczone woły, przygłupi woźnica. Powóz utknął w błocie i odpadły koła. Zaczęła Panu Jezusowi wypominać: “Przecież mówiłeś, że jesteś moim Przyjacielem!” Na to słyszy:”Tak własnie traktuję swoich przyjaciół” No to odpaliła: “To dlatego masz ich tak mało!”

A poważnie, to choć sił nieco ubyło, zwłaszcza po przygotowaniach do Świąt, to bilans starego roku przyprawia o zawrót głowy. Tysiące gestów solidarności z najsłabszymi, których jesteśmy przekaźnikami, jak pas transmisyjny. Od pomocy wolontariuszy poprzez dary materialne, wsparcie w naszych staraniach przez media, paczki i paczuszki świąteczne, którymi obdzieliliśmy dobrze ponad 400 osób i zostało na zaś, czyli zwykłe, szare dni. Odwiedziny artystów, księży z sakramentami, zwykłych ludzi, którzy coś z siebie ubogim zechcieli dać, a przede wszystkim dali rzecz najcenniejszą: czas. Jeśli komuś poświęcę czas, to znaczy, że jest dla mnie ważny.

 Jeśli mówimy o braterstwie, o to nie ma go bez bycia dla kogoś. Bycia razem. Nie da się kochać korespondencyjnie. Jasne, że nie ze wszystkimi można być razem fizycznie . Dlatego każdy wpłacony grosz, każdy dar, zwłaszcza ten, który wymagał poświęcenia czasu lub rezygnacji z czegoś dla siebie, żeby dać słabszemu, jest w oczach Boga wielki, a nam czasem wyciska łzy z oczu. Bożym zrządzeniem jesteśmy świadkami Opatrzności w akcji. Bóg działa tu i teraz. Bóg nadziei, która może mieć postać żywnościowej paczki, dachu nad głową, nowego ubrania, prezentu pod choinką, za którymi idzie jasny przekaz: w swoim cierpieniu, opuszczeniu, biedzie nie jesteś sam, bracie. I to bardzo często odczytują ludzie ubodzy, może nawet lepiej niż nie-ubodzy, dla których czekolada czy nowe buty, węgiel i makaron nie stanowią żadnego problemu.

Żaden najlepszy system nie zastąpi relacji. Może tylko pogłębić samotność. Nie ma miłości z rozdzielnika. JPII mówił o “wyobraźni miłosierdzia.”

Z najróżniejszych przejawów tej wyobraźni, jakiej ostatnio doświadczyliśmy, jedną podam, bo wołowej skóry by nie starczyło na wszystkie. Przyszła paczka z gotowcami, czyli popakowanymi ładnie książkami, każda z przyklejoną delikatnie informacją, co zawiera. To dla mnie, gdybym się nie wyrobiła z prezencikami dla ludzi. Oczywiście przydało się bardzo, bo w całym przedświątecznym zamęcie rzeczywiście zabrakło mi czasu, żeby coś zdobyć dla kilku osób. Ktoś poświęcił nie tylko pieniądze, ale czas i wszedł w moją skórę! A podobnych zdarzeń mieliśmy i mamy bez liku. I odwrotnie: pewna samotna, starsza pani żyjąca w wielkiej biedzie, po otrzymaniu świątecznego  “przydziału” zawiezionego przez chłopców zadzwoniła z podziękowaniem, że wszystko jest takie logiczne. Bo jak dajesz komuś mięso, to musisz dać olej do usmażenia, jak herbatę czy kawę to i cukier itd. No i sprawdź, czy ma…..garnek do ugotowania i na czym ugotować. Zdarza mi się wyciągać z kieszeni kasę na butlę z gazem jako dodatek do żywności.

Artur obdarowany dziesiątkami prezencików “pod autystyka” do dziś nie może się nacieszyć. Leży wszystko na łóżku i wokół, a on, jak stary kolekcjoner, bierze każdą rzecz do ręki i ogląda.

Wszystko to wymaga czasu. Czasu, którego panem jest Bóg. Dlatego życzę:

aby każda chwila naszego życia była wyborem, tego co dobre i szlachetne. “Uczyniwszy na wieki wybór, w każdej chwili wybierać muszę”./J.Liebert/ Nie dajmy sobie odebrać wolności wyboru. Nawet wówczas, kiedy pozostaniemy po ludzku sami na ścieżce miłości i wierności Ewangelii. W Niebie jest pełno takich, co zostali na ziemi sami w walce ze złem poprzez dobro. 

Nad-obowiązkowo

Żył kiedyś pewien człowiek. Był biedny, ale nie miał zmartwień. Lecz otaczający go świat wydawał mu się szary, brutalny, bez serca, o chorej duszy. Cierpiał z tego powodu. 

Pewnego dnia wpadł na pomysł: “Gdybym tak opowiadał ludziom historie? Mógłbym przekazać im smak dobroci i miłości, z pewnością staliby się szczęśliwymi.”

Usiadł na ławce i zaczął głośno opowiadać. Starcy, kobiety i dzieci zatrzymywali się na chwilę, by go posłuchać, potem odwracali się i szli dalej swoją drogą.

Mijały lata, a stary człowiek wciąż siadywał na ławce i opowiadał. Nikt go nie słuchał, wszyscy się przyzwyczaili do widoku mężczyzny gadającego coś w parku.

Pewnego dnia zaczepił go chłopak. Kpił ze starca. 

-Czy nie widzisz, że nikt cię nie słucha i nigdy cię słuchać nie będzie? 

-Kocham moich bliźnich, dlatego chciałem uczynić ich szczęśliwymi. 

-I co, biedny wariacie, stali się tacy?

-Nie. Nadal opowiadam i będę opowiadać aż do śmierci. Dawniej chciałem zmienić świat. Dzisiaj opowiadam, aby świat mnie nie zmienił./wg.Bruno Ferrero/