Pani Manikiurzystka świętowała swój patriotyzm obrabiając paznokcie naszym mieszkankom w domu dla chorych. Starszym, bezdomnym kobietom. Oczywiście bezinteresownie. W Krakowie na UJ sesja o nauce JPII. Pojechaliśmy z Arturem. W końcu to on jest profesorem od miłości, zgodnie z nauczaniem Świętego. Zachował się jak przystało, godnie wśród szacownego grona. Natychmiast po imprezce musieliśmy się ewakuować, bo miał kilka drobnych w zanadrzu i za dwugodzinne nudy wśród śmietanki intelektualnej należała się nagroda. Na szczęście Pan Zbyszek powoził, a jest z Krakowa, więc szybko znaleźliśmy stosowny sklep. Tym razem płyta z piosenkami i audiobook z bajkami. Choć treści nie rozumie/chyba?/, to ostatnio uwielbia słuchać czytania.

Ja zastosowałam w swoim gadaniu unik, żeby nie było, żem nienormalna jakaś katoliczka-heretyczka. Z karteczki słowa Papieża czytałam o ubogich, uchodźcach i wszelkich innych biedach. Rzecz w tym, że wszelkie słowa naszych nauczycieli w wierze, przede wszystkim papieży oparte, rzecz jasna na Ewangelii, a dotyczące ruszenia tylnej części naszego ciała i podania ręki braciom w Chrystusie lub w człowieczeństwie żyjącym w obozach dla uchodźców, uciekającym przed wojną i przemocą lub głodem są dla niektórych naszych współbraci w wierze herezją, lub w najlepszym przypadku przedmiotem obróbki pseudointelektualnej, po której wychodzi potworek ewangeliczny w postaci “trzeba najpierw naszym pomóc, oni nas zabiją albo na islam nawrócą”. Ks.Prof. Andrzej Szostek był nieco bardziej radykalny w swoim wystąpieniu, bo profesorem jest katolickiej uczelni i nikt mu niewiedzy nie zarzuci, jak to mojej skromnej osobie można. Magistra tylko mam i to z biologii. Żaden ze mnie autorytet i doń nie pretenduję. Ot zwykła baba.

Krótka lekcja św.Jana Pawła II

Pod tekstem link do rozwinięcia-kliknij na tytuł

Po krakowskich wybrykach nastąpiły poznańskie. W fantastycznej, rodzinnej atmosferze Poznań świętuje swojego patrona. 11 Listopada to imprezka radosna, bez awantur. Z Mikim byliśmy, a Inżynier z Pipi jako ekipa handlująca dojechali z przetworami. Spotkanie ze wspaniałymi ludźmi w Centrum Kultury na zamku, stoiska dla NGO’sów, Dorota i Kuba nas wspierali, pan w pobliskiej knajpce mimo braku miejsc nas upchnął, żebyśmy obiad mogli zjeść, panie z Centrum Kultury jak mateczki nam dogadzały, Prezydent Poznania na nasze stoisko wpadł. Całe rodziny z dziećmi, balony, czasem chorągiewki czy inne symbole. Rogali nam jeszcze dali na wynos. Szkoda, że Poznań tak daleko.

 

The specified carousel id does not exist.

Niestety nie dało się tego połączyć z inną imprezką- Świętem Ubogich w Sandomierzu, gdzie ks.Biskup ludzi naszych zapraszał,a wszyscy byliśmy w innych miejscach. Ludzie nasi, a właściwie trójka przedstawicieli zrobiła sobie imprezkę na własną rękę w Jankowicach, spiwszy się do utraty tchu, co sprawiło, że Tamara, zamiast odetchnąć chwilę po całym tygodniu nie spała całą noc. I nawet by pewnie tak szybko nie załapała co się na dole dzieje, gdyby nie fakt, że w radosnym pijackim nastroju towarzystwo zadzwoniło do…Marcysi, bełkocząc, że oto Tamara im pozwoliła poszaleć i sama postawiła. Przerażona Marcycha wykonała kolejny telefon-do samej Tamary, co prywatnie jest jest jej mamą, myśląc, że owa hm….zwariowała. I tak sprawa się rypła, bo na szczęście nie zwariowała i nie stawiała. Zeszła na dół i wywaliła na zbity pysk.  Cóż, czasem ktoś sobie w stopę strzela. Do mnie też kiedyś zadzwonił pijany mieszkaniec, bo pomylił numery. Szybko przestał być mieszkańcem.

Pierwsza zasada w naszej Wspólnocie: jak decydujesz się na chwilę odpoczynku, to udawaj przed sobą i światem, że nie masz takiego zamiaru. Inaczej – zawsze się coś wydarzy.

Zasada druga: kanalizacja i ogrzewanie psuje się zawsze w weekend. Ostatnio znowu na Potrzebnej, a jakże. I w naszym przedszkolu.

Dzisiaj tato Jaro walczył z zatkaną kanalizacją, w kratkę kanalizacyjną jakiś mądrala wsypał kreta do rur i polał ledwie ciepłą wodą. Zrobił się korek i woda ani rusz nie chciała płynąć pod górkę.
Masz babo placek, jak to zawsze w niedzielę. /Cezary/

Zupa na Plantach skończyła roczek. Ponoć dobrze się bawili. Niestety nie mogliśmy być, ale gratulujemy dziecięciu. Niech rośnie i będzie grzeczne.

Z dobrych nowin- dach w Krakowie będzie niebawem. Importowany z Zochcina kotek okazał się jednak kotem i złapał już kilka myszy, co przedłużyło mu kontrakt. Właśnie naprał mopsa Aloszę po tłustym tyłeczku i zaczyna rządzić. Skończyliśmy remont i instalację CO w domu pewnej rodziny.

Przymierzamy się do kupowania węgla, co chętni mogą wesprzeć. Potrzebne będzie 6-7 ton dla rodzin, których na to nie stać. To koszt ok.5000 zł. Już ludzie nieśmiało proszą, a wiem w jakiej są sytuacji.

Nad-obowiązkowo

Wspomnienie Tomka o ks. Alain-Marie.

Zwykły kapłan.

7 lat temu byłem na podróży życia w Peru. Odwiedziłem między innymi Arequipie gdzie ojciec Alan prowadził sierociniec dla chłopców ulicy. Arequipa jest miastem, które zakładali konkwistadorzy. Rejon Arequipy to Kraina Wielkich Kanionów połączonych z terenami półpustynnymi. A więc temperatura w dzień sięga 30 i więcej stopni a w nocy spada do 0 stopni Celsjusza. W tym dziwacznym miejscu ojciec Alan prowadził sierociniec dla 300 chłopców ulicy. Organizował im szkołę, bieżącą wodę (przy pomocy pompy uruchamianej napędem wiatrowym), miejsce do spania, ubrania (szkolne mundurki!) oraz uchylał im nieba. Pamiętam jak byliśmy swego czasu z innymi członkami mojego obozu na kolacji w głównym budynku. W ogromnej jadalni jak się okazało była świetlica i sala szkolna jednocześnie. Chłopcy po kolacji śpiewali, tańczyli i bawili się. Ojciec Alan jeździł starym rozwalającym się busem marki Dodge, który miał odwrotnie ułożoną skrzynię biegów (jedynka była w miejscu normalnej piątki), samochód miał 30 lat kiedy tam przybyłem i przewidziany był dla 10 osób. W razie potrzeby wchodziło tam 30 chłopców. Z ojcem Alanem nie porozmawiałem, ponieważ ojciec Alan porozumiewał się po hiszpańsku i francusku. Poza swoją pracą z chłopcami prowadził kościół w slumsach w Arequipie.
Odszedł z tego świata zostawiając za sobą swoje dzieło. Był światłem dla chłopców, którzy poruszali się w ciemnościach. Mam nadzieję, że Bóg znajdzie kogoś na miejsce Alana, lub może już znalazł. Do ojca Alana przyjeżdżali wolontariusze z Kanady i Wielkiej Brytanii. Uczyli oni młodzieży języków angielskiego i francuskiego.
Piosenka mi bardzo pasuje do sytuacji: