Lifting naszych domów trwa. Po remontach wyszedł katastrofalny stan mebli. Zbierane z darów albo się rozleciały, albo powtykane- każdy z innej parafii – przedstawiają obraz opłakany. Siedzę więc i szukam w internecie -tanio i dobrze. Co rzecz jasna na koniec wychodzi mało tanio, bo rodzina duża i każdy łóżko i kawałek jakiejś szafy musi mieć. Głowa mała, ale cóż, jak się zrobiło taką rodzinkę, to trzeba płakać i płacić. Nie mogę mieć pretensji do Pana Boga, bo ostrzegał: “I każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma ….” Tylko z tym polem nie wychodzi, ale może to dobrze, bo kto by to uprawiał? Z trudem obrabiamy nasze kilka ha. Szkoda, że za pola nie ma zamienników w postaci kasy.

Zanim zasiadłam do mebli, to mało nie pękłam. Od wrzasku. Wchodzę w czwartek do świeżutko wypucowanego, ogromnym kosztem, domu w Jankowicach i potykam się w przedsionku o jakieś szmaty, patrzę na kij od szczotki owinięty starym swetrem i czarne z brudu mopy. Szukam gaśnic- a jakże, stoją na dworze. Czujniki dymu zniknęły z łazienek. Leje jak z cebra, a na dworze bielizna z kilku pralek się “suszy”. Wykład o mopach, szczotkach, gaśnicach, czujnikach i praniu prowadzony był w języku hm….obcym ludziom z dobrych domów. I chyba moi kochani mieszkańcy zrozumieli. Pytanie na jak długo. Porozstawiałam z Tomkiem gaśnice, mopy i ludzi i teraz leczę struny głosowe. Trudna jest szkoła troski o dobro wspólne tak jak trudno jest obudzić w ludziach uśpioną przez lata potrzebę ładu i piękna, zagrzebaną pod biedą i cierpieniem. Z drugiej strony ład zewnętrzny pomaga uporządkować duszę.

Wczoraj byliśmy z Inżynierem na imprezce w Ostrowi Mazowieckiej. Niesamowita Fundacja Nasza Droga- młodzież licealna wprzęgnięta z własnej woli w warsztaty, wyjazdy, pracownie, spotkania i dyskusje. W ubiegłym roku o wolności rozważali. W tym roku szukają inspiracji w osobie Leonardo da Vinci. Wysoko mierzą! Nie tam w jakiejś obecnej czy byłej stolicy tylko w niewielkiej Ostrowi.

Oczywiście młodzieży się chce, ale przede wszystkim dorosłym się chce. Wychowali już pokolenie! Ileż się w Polsce dobrego dzieje! “Daję abyś i ty dawał”- to ich zawołanie.

Z Arturem pojechaliśmy na zakupy. Jego ulubiony supermarket, wszyscy nas tam znają. Zostawiam go przy pólkach z książkami bo wie, że nie wolno mu się stamtąd ruszyć, aż przyjdę i zapłacimy za książki przy kasie. Nagle słyszę: “siostra ze Wspólnoty Chleb Życia proszona do informacji”. Rzucam kosz i biegnę: może dostał ataku padaczki? Nie, synek wyszedł z książkami poza kasy, bo pani kasjerka za nic nie chciała przyjąć od niego pieniążków. Miał kilka drobniaków w kieszeni, a zakup liczył się raczej w papierkach. Uznał więc chłopak, że jak nie to nie i dumnie przeszedł przed nosem personelu z książkami w ręku. Ubawili się wszyscy!

Nad-obowiązkowo:

W Zochcinie nowy dom zasiedlony. W starym malowanko,  konieczne nowe meble i remont instalacji elektrycznej. Jeszcze tylko rybki czekają na przeprowadzkę. Św. Rita nad nim czuwa. Widać dzisiaj pobiegła na niebiańskie plotki i się stało:

Parę dni temu przeprowadziliśmy mieszkańców do Nowego Domu. W ogóle wszystko fajnie, aż do dzisiaj rano (sobota 23.09). Dzwoni do mnie ksiądz Jacek, że powinienem przyjść ponieważ jest sytuacja awaryjna. Ogarnąłem się po zarwanej nocce z Michałem, moim malutkim synem i poszedłem półprzytomny. Na dzień dobry ksiądz Jacek mi powiedział, że w całym domu nie działa odpływ wody. Nowa kanalizacja, wszystko picuś glancuś a tu bum. Jak zwykle sobota, kiedy nie spodziewasz się niczego (chociaż u nas trzeba spodziewać się właśnie wszystkiego). Na szybko szukanie przyczyny, telefonów, zarządzenie korzystania z łazienek w starym domu, decyzja czy przenieść część mieszkańców na stary dom. No jak zwykle Meksyk. W tym całym zamieszaniu tylko jedno mnie wkurzyło. Pani Irina, której zawsze wszystko nie pasuje podchodzi do mnie i woła, że nie ma internetu w domu i chce abym jej kupił albo dał ruter do internetu. No w pierwszej chwili zostałem zbity z tropu. Nadmienię, że akurat nasłuchiwałem czy pompy z oczyszczalni ścieków działają. Na szybko powiedziałem, że oczywiście załatwimy. Po chwili, kiedy trochę odzyskałem świadomość rzeczywistości, powiedziałem Pani Irinie, że w poniedziałek ma pojechać z naszym nadwornym psychologiem i kupić ruter jak wszyscy normalni ludzie. Teraz to ją zatkało, bo przecież ruter bez umowy to i 200 złoty kosztuje. Tak wygląda życie. Ale przecież Pani Irina ma pensję, każdy kto ma pensję, z tej pensji płaci za życie. Proste? Proste.
Postanowiłem na moment pojechać do Kielc po dyplom ratownictwa. W końcu do odbioru. Po raz ostatni mam nadzieję, odwiedziłem moją uczelnię. I mówię dosyć nauki! *
Na szczęście dzięki Wojtkowi Inżynierowi udało się ustalić przyczynę dokładną i doraźnie rozwiązać problem braku odpływu do oczyszczalni. Fachowcy przyjadą dopiero w poniedziałek.
Z innych historii Zochcina, Adaś po epizodzie z zawałem i operacji bypassów dostał wyjazd do sanatorium.
Zauważcie jedno: Adaś miał zawał, ksiądz Jacek parę lat temu dwa zawały, moja mama nerwicę leczyła przez rok, a ja jakiś rok temu miałem wypadek z winy tira. Czyli ta robota prowadzi prędzej czy później do śmierci albo ciężkich stanów lękowych lub sytuacji o śmierć ocierających. Musimy to dodać do rubryki “rekrutacja” na stronie internetowej.  Przynajmniej ostrzeżmy ludzi czym ryzykują szukając u nas sensu życia./Tomasz/

  • Tomasz skończył najpierw politykę społeczną, żeby mieć papiery, jak się władzy uwidzi, że trzeba takowych do miłości bliźniego. Potem ratownictwo medyczne, co u nas akurat potrzebne. Władzy się jednak uwidziało co innego: kierować schroniskiem dla ludzi bezdomnych może osoba mająca dyplom z organizacji pomocy społecznej. Niezwykle to potrzebne w realnej pracy z ludźmi zepchniętymi na margines! Nie wiem, czy Urzędnicy, którzy wymyślili nową ustawę takie dyplomy mają. Jeśli tak, to mogą je wyrzucić do kosza, bo obecnie system jest kompletnie zdezorganizowany. Ale o tym innym razem.