No więc wrócili, ale najpierw wyjechali. Do Poronina, hotelu z basenem, pełny luksus. Nasi niepełnosprawni przyjaciele z matkami oraz prężną ekipą pomocników do pchania wózków i innej obsługi. Tomasz został w Zochcinie z powodu zostania ojcem pięknego i tłuściutkiego Michała, waga 3,95. Reszta młodych i nieco mniej, ale sprawnych została oddelegowana do Poronina. Jak zwykle wiózł ich pan Ryszard- w jednej osobie kierowca, przewodnik, pomocnik i właściciel autokaru. Od kilkunastu lat niezawodni: Ryszard i autokar. Zostały słabiaki i ja z Arturem.

Było wszystko, łącznie z opieką duszpasterską w wykonaniu ks.Sławka, bo święta wypadały po drodze. A więc wycieczki, basen i potańcówka przy grillu. To doroczna impreza dla tych, co siedzą w domach i świata nie widzą. Niemłode już matki z dorosłymi niepełnosprawnymi dziećmi. Jak komuś źle, bo poduszka niewygodna albo życie za trudne, to niech obejrzy sobie film.

Miki słusznie zauważył, że nasi niepełnosprawni ludzie są pełni radości i szczerości. Grzegorz przenoszony z wózka do autokaru, potem znów na wózek, w swojej niekomfortowej sytuacji zawsze mówi “dziękuję”. A przecież jemu, jak nikomu innemu “sie należy“. Mam przeczucie, że w Niebie to oni będą pchali wózki z nami, duchowo niepełnosprawnymi, na specjalnym oddziale dla chorych na duszy. A spracowane matki, które za życia wiernie przy nich trwały, będą wiecznie na wczasach w o Niebo lepszym błękitnym kurorcie, bez prania, gotowania, pampersów, wózków itd.

Krótko mówiąc żyjemy wśród VIP-ów. Do nich należą także ci wszyscy, którym Opatrzność dała zdrowie i traktują ten dar jako zadanie. Dzięki wam- tym, co dają kasę, tym, co organizują, przewożą,oddają swój czas i siły słabszym świat ma mniej dziur.

Pokój zaczyna się wtedy, kiedy podajemy rękę “innemu”. Kiedy, zamiast go odrzucać, idziemy kawałek drogi razem, przełamując lęk przed spotkaniem. Przełamanie lęku nas wyzwala. Już nie musimy się bać własnej słabości, nie musimy grać kogoś innego. Nagle wszyscy ludzie są moimi braćmi. Jestem tym, kim jestem i takiego mnie Bóg kocha. Czego tu się bać?