Z Agatą, Wojtkiem i Rafałem na nagorzyckich schodach, Felicjan pokazuje ogonek.

Mama z dwoma wspaniałymi autystycznymi synami odwieziona do domu. Krótko mogliśmy ich gościć, bo roboty mamy huk, ale dobre i tyle. Cieszę się, że możemy się podzielić tym, co mamy. A mamy piękne miejsce w Nagorzycach i generalnie na wsi.

Zginął tragicznie Szymon, młody chłopak. Dramat, jak zawsze, kiedy umiera młody. Znamy się od dawna z rodziną. Na pomoc i ze wsparciem ruszyła sąsiadka. Ksiądz proboszcz i organistka nie wzięli grosza za pogrzeb. Robiłyśmy z Tamarą zakupy jedzeniowe w supermarkecie. Bo ci, co żyją muszą jeść. Podszedł nieznajomy i tak-ot- dał mi stówkę. Przydała się w tych okolicznościach. Zakład pogrzebowy też wsparł. Marta z Brydzią wysprzątały im mieszkanie, bo nie byli w stanie się pozbierać w szoku. Trudno się dziwić. Nikt nie jest przygotowany na nagłą śmierć młodego, zdrowego chłopca. Sąsiadka upiekła ciasto, Inżynier zrobił strogonowa i po pogrzebie spotkaliśmy się wszyscy na chwilę. Bogu dziękuję za ludzi, dzięki którym możemy robić za pogotowie ratunkowe. Bo jak wiadomo, to kosztuje.

Pogrzeb miał być o 14-tej. Tomasz przywiózł rodzinę do kościoła, ludzi pełno, bo nauczyciele ze szkoły, chociaż już ją ukończył, koledzy, sąsiedzi z ulicy, rodzina. Do zakrystii kolejka. Proboszcz zmordowany upałem przyjmował intencje. Jest już 14.15, a liturgia nie rozpoczęta. “Czy nie ma kiedy intencji brać, tylko teraz”-myślę sobie. Mama Szymona ledwo żywa, ojciec i bracia też- od upału i żalu. Wreszcie msza się zaczęła i oczywiście skończyła. A na tym końcu proboszcz wyczytuje: chyba z 10 mszy świętych zamówionych w intencji zmarłego! Od sąsiadów, rodziny, kolegów itd. “Jak zwykle zbyt szybko osądzasz koleżanko” -pomyślałam /o sobie/. Ludzie czekali w kolejce, żeby zamówić msze święte jako dar dla tego konkretnie chłopaka. Nie znałam tego zwyczaju, a piękny.

Po tym wszystkim wróciliśmy do naszego życia, uprzednio wykąpawszy się z Arturem w basenie. Nie widzieć czemu najbardziej pobożne myśli przychodzą mi do głowy właśnie tam. Ponieważ rzadko pływam, to i rzadko pobożnie myślę. Cóż, w niebie podobno jest pływalnia. Inaczej co zrobiłby św. JPII? Kiedy wybrano Go na papieża wybudował basen w Castel Gandolfo. Góry stracił po przenosinach do Watykanu, pływanie Mu zostało. Krytykom tego wydatku odpowiedział ponoć, że tańszy basen niż nowe konklawe. Była to aluzja do nagłej śmierci na zawał serca Jego poprzednika.

Dzisiaj przez wiele godzin próbowaliśmy kupić lampy do nowego domu. Ponieważ potrzebujemy dużo i to w miarę prostych, to sukces znikomy, a czas stracony. Mamy trzy. Reszta na zamówienie. Nic u nas nie jest proste. W trakcie lampowych poszukiwań organizowałam akcję ratunkową dla domu dla matek, do którego wpadła mateczka z dzidziusiem i dom stanął do góry nogami. Pani owa awanturowała się tak dziko, że pozostałe mieszkanki pozamykały się w pokojach, kierownictwo zdębiało najpierw, potem wezwało policję, a mili policjanci uznali, że to nasz problem. Jak zwykle w takich sytuacjach, paniusia wrzeszczała, że tacyśmy katolicy, mamy natychmiast to i tamto, a jak nie, to ona do telewizji i innych obrońców praw człowieka pójdzie. Renia z Cezarym jechali 30 km na ratunek i udało się damulkę wyprowadzić. Do innego ośrodka. Nie możemy trzymać osób zagrażających innym, w tym dzieciom. Swoją drogą to wieczne straszenie nas telewizją i donosami do władz wszelakich zaczyna być nudne. Niby od lat, ale nasiliło się ostatnio. To się nazywa demokracja: wiem, że mam prawo, ale zapominam, że mam także, a może przede wszystkim, obowiązki. Pani tej odebrano już jedno dziecko.

A co do tego katolicyzmu, to ludziom się wydaje i słusznie, że katol powinien być dobry. Natomiast konflikt powstaje w momencie, kiedy tę dobroć definiujemy i realizujemy w życiu. Bo dla wielu naszych mieszkańców, ale także i innych ludzi dobry to ten, na którego koszt można bez wysiłku przeżyć. Który musi się godzić na wszystko. Dlatego niedawno rozstaliśmy się z pewną rodziną, której zaproponowałam pracę. Po kilku dniach zapał do roboty przeszedł i kiedy nasz kierowca po panią przyjechał – pocałował klamkę. Bo codziennie przywoziliśmy i odwozili kobietę.

Co innego kiedy ktoś nie może pracować. Jest stary, chory, niepełnosprawny. Albo pogubił się tak głęboko, że stracił wolę życia. “Kto nie chce pracować, niech nie je”/ św.Paweł/. Chociaż wielu naszych “wózkowych” stara się jak może być przydatnymi, a Artur rozkłada talerze do obiadu, na mszy wali w gong i dzwoni aż uszy puchną oraz obmywa księdzu ręce tak dokładnie, że woda po obrusie cieknie. No i robi mi herbatkę. A jak nie zdążam na wspólny posiłek, bom w trasie, to pilnuje stołu i nie wolno nic ruszyć, póki Gosia nie zje “lacji’ czyli kolacji. Każdy jest Bogu i ludziom potrzebny, ale nie każdy chce nim być realnie lub o tym po prostu nie wie. Trzeba pomóc ludziom chcieć i wiedzieć. To czasem trudne. Reszta to ich wybór.

Nad-obowiązkowo

Panie, Ty jesteś światłem i życiem,
ale jak iść do Ciebie jak się ledwo żyje?
Ciągle tutaj są ci wykluczeni, na wpół umarli,
ci, których droga jest bez jutrzenki.
Chcesz, żeby powstali, szli, podnieśli głowy,
ale jak i dla kogo chcesz, żeby to zrobili?
Tymczasem potrzeba tak niewiele
żeby przywrócić serce cierpiącym braciom:
spojrzenie przechodnia, troskliwość pielęgniarki
sąsiad, który powie po prostu dzień dobry,
czy pracownik socjalny, który rozpoczyna od nowa dzień po dniu.
Jest ich tysiące powiązanych miłością.
Czerpią ze zdrojów życia
i razem wędrują z twoimi cierpiącymi braćmi.
Panie, daj wszystkim twoim sługom
postępować na przód w braciach i siostrach na Twojej drodze do szczęścia./ks.Hubert Renard fr./