W sobotę robota była duża. Nadchodzą już meble do nowego domu w Zochcinie. Pani Teresa przyjechała z daleka, bo ofiarodawca jest daleko, żeby osobiście w jego imieniu posegregować pakunki. Nie daj Boże, żebyśmy pomylili paczki. Pani Teresa nie daruje. Ma być pięknie. Każdy pokój ma inny zestaw, wszystko prosto z fabryki. Tomek z Wową latali kilka godzin z góry na dół i przenosili wg grafiku. Wszystko w najlepszym gatunku. Szczypiemy się, gdzie my żyjemy, my wieczni żebracy, którzy kleciliśmy przez lata domy z tego, co było pod ręką. Mam tylko nadzieję, że mieszkańcy docenią ten dar i wysiłek dobrych ludzi. Ofiarność bliźnich zobowiązuje.

Bawimy kolejną edycję gości. Tym razem mamę z dwójką wspaniałych chłopaków. Jako, że Nagorzyce mają ograniczoną pojemność we wchłonięciu autystyków, a chłopaki takie właśnie są /i co z tego?/, Artur został zwolniony z pilnowania Gosi/czyli mnie/, Aloszy i Felka/swoich psów/ i wywieziony “na Szańską”. Dom na Łopuszańskiej to jego ukochane miejsce. Trzej zatem panowie-Artur, Miki i Jasiek poszli w miasto i przednio się bawili. Na razie nie zapukała do mnie Policja, więc raczej byli grzeczni, albo im się udało. Natomiast Rafał i Wojtek korzystają ze sławnego Nagorzyce -Spa: basenik w Zochcinie, boiska, wycieczka do Bałtowa. Tomek w oczekiwaniu na syna, który za nic nie chce opuścić matczynego brzucha- robi za kierowcę i basenowego. Po raz kolejny nie mam wyrzutów sumienia z powodu basenu- radość ci wielka dla wielu.

Po wielu nieudanych próbach mamy też od dziś wieczór nową Panią Kucharkę. W mieszkańców wstąpiła nadzieja. Choć dzisiejsza pomidorowa w moim wykonaniu zyskała uznanie, jakoś w innych pracach nie mam zastępcy, więc nie mogę oddać się całkowicie sztuce kulinarnej.

Inżynier jedzie do Krakowa z nadzieją, że tym razem spotkanie z firmą budowlaną przyniesie wymierny efekt w postaci wylania sławnego już stropu, który jest kluczem do dalszego remontu. Jak naszego Inżyniera w końcu kanonizują, to za symbole będzie miał wnioski na różne budowlane pozwolenia i kielnię. Puszczając wodze wyobraźni, Tamarze dałabym za symbol worek z używanymi ciuchami /nieustannie przebiera/, Reni- tacę z pigułami i pampersy, które trzeba zmieniać mieszkańcom/cicho! nie wolno być u nas chorym, Władza zabrania!/ i …..kiedyś, jak złamię nogę i będę miała czas, to zrobię taki poczet naszych ludzi z odpowiednimi rysunkami.

Dziś jezuickie święto- św.Ignacego Loyoli. Mamy jednego jezuitę, więc malutka imprezka-lody i cola- się należała. I tak ten wielki święty stał się pretekstem do biesiady. No, modlitwa też była, nie ma się czego czepić!

Nad-obowiązkowo

Przez lata całe, dopóki mieszkałam w Warszawie, najpierw z rodzicami, potem już, niestety bez nich, chodziłam 1 -go sierpnia na Cmentarz Wojskowy. Pamiętam próby osłabienia wagi tego dnia ze strony komuny. Pamiętam Powstańców gromadzących się przy kwaterach swoich oddziałów, atmosferę szacunku i zadumy. Czy to zwykła kolej rzeczy, że sprawy wielkie zamieniają się w propagandowe gadżety? Symbole zmieniają sens? Bohaterowie traktowani są jak ludzie mali, a ludzie mali jak bohaterowie? Nie, dla mnie zawsze  pozostanie zawsze nie-zwykła. Symbole powstańcze wygrawerowane na kubku, na koszulkach czy torebkach lub spodniach, podobnie jak Krzyż nadużywany w wieloraki sposób.

Pozostaje mieć nadzieję, że ktoś, kiedyś, przypadkiem ……odważy się na głębszą refleksję na widok Polski Walczącej, nie mówiąc już o Krzyżu, na kubku lub murze. Że sięgnie do dna ich znaczenia: rozszyfruje do czego prowadzi szaleństwo ludzkiej nienawiści i pogardy dla innego, ujrzy cierpienie i odwagę poświęcenia życia dla innych. I wyciągnie wnioski. Wojna i Powstanie z relacji moich rodziców to nie był film i gra komputerowa. Oni ginęli, bali się, cierpieli i….zabijali wrogów naprawdę. I to zabijanie nie sprawiało im przyjemności. To zostało w nich do końca życia. Do nich strzelano, na nich zrzucano bomby, ich palono naprawdę. Nie wolno nam Nimi manipulować. W większości nie żyją i są bezbronni. Nie wolno także na ich martwych plecach zbijać jakiegokolwiek kapitału. Dlatego nie żałuję, że nie będę 1 sierpnia na warszawskim cmentarzu, pomna na to, co wydarzało się ostatnimi laty na Powązkach. Pomodlę się Nagorzycach, z moimi mieszkańcami. O pokój między nami. O pokój w Syrii i na Ukrainie i w  Afryce, wszędzie tam, gdzie jest wojna, pogarda, nienawiść.

Kiedy już spotkamy się z nimi po tamtej stronie, może zadadzą nam pytanie: co zrobiłaś, zrobiłeś z moją ofiarą? Czy wyprałeś w pralce na koszulce lub wymyłeś w zmywarce i po krzyku? Takie samo pytanie zada na pewno Ktoś Inny.

nad-obowiązkowo 2

Lakoniczny życiorys Powstańca pisany w czasach komunizmu, więc wiele spraw musiał przemilczeć. Siłą wcielony do stalinowskiego wojska/ w początku lat 50-tych brano większość absolwentów medycyny bezterminowo/, zwolniony na własną prośbę, kiedy tylko było to możliwe, bo nastąpił moment odwilży po 1956 roku, świadomie nie zrobił kariery naukowej czy zawodowej, nie wstąpił do partii, co było najczęściej warunkiem tej kariery, pozostając na wewnętrznej emigracji jako lekarz w małej miejscowości. Nigdy nie spóźnił się do pracy, choć dojeżdżał pociągiem 40 km,  nigdy nie brał łapówek, nigdy nie miał 2 posad w tym samym czasie. Traktował biedaków tak samo jak bogatych. Zwykły, przyzwoity  człowiek. Przyzwoitość kosztuje. Aha, w czasie okupacji ukrywał żydowską kobietę.

Życiorys jednego z Powstańców cz.1

Życiorys  jednego z Powstańców cz.2