Zawiłe są ludzkie drogi, a miłość bliźniego czasami płata figle. Pani, którą zimą przywieziono na wózku wyszła od nas na własnych nogach, jak tylko słonko przygrzało. Ekipy mądrych pomagających debatowały nad ciężkim kalectwem delikwentki, współczucie rosło, wszyscy byli bezradni. Cud nastąpił kiedy panią zaciągnięto do kąpieli. Nie mogła chodzić, bo miała paznokcie wrośnięte w ciało. Wystarczyło pazury obciąć i….władza w nogach wróciła.

Pan na wózku przywieziony przez dzielną Zupę na Plantach z Krakowa do Warszawy jeszcze ciepły od alkoholu, staje na nogi. Jest co prawda po operacjach i ma blachy w nogach, ale nie chodził, bo…..wózek był jego narzędziem pracy czyli żebrania, więc się zasiedział i nóg nie usprawnił. Nawiasem pan nie jest zadowolony z pobytu u nas, bo po pierwsze- zarobek ucieka, po drugie- dostaje zasiłek stały i u nas musi jego część wpłacać do wspólnej kasy. Na razie nie ma wyjścia, a właściwie wyjazdu, więc Pan Bóg ma trochę czasu, żeby nad nim popracować.

Inny z kolei noc spędził na urąganiu mi przez internet i straszeniu za wyimaginowane krzywdy. Chłopak cierpi widać na bezsenność. Jeszcze inny, młody, wyrzucony z naszego domu za brak inicjatywy w uporządkowaniu swojego życia, przyszedł po jakimś czasie……podziękować za wyrzucenie. To nim wstrząsnęło. Ma już pracę i wynajmuje mieszkanie.

Braterstwo dla chrześcijanina to nie wybieranie sobie miłych i wdzięcznych towarzyszy wędrówki do Nieba. Wspólnota chrześcijańska tym różni się od każdej innej, że to Chrystus kieruje do niej ludzi. Jako, że boskie poczucie humoru jest nieskończone, podobnie jak miłosierdzie, to zestawia On razem ludzi skrajnie różnych. Mądrych i mniej, zdrowych i chorych, białych i czarnych. I ten drugi-obok mnie-mój brat w Chrystusie czy po prostu w człowieczeństwie jest dla mnie prorokiem. On pokazuje mi kim jestem. Czy potrafię przeskoczyć ponad to, co mnie w nim razi, przez granicę obcości, żeby znaleźć twarz Chrystusa, często mocno zdeformowaną?  Słabość drugiego obnaża często naszą słabość. Dlatego nie chcemy spotkania ze słabymi. Dlatego bronimy się przed słabością- agresją. Dlatego innych, obcych, tych, których nie rozumiemy zamykamy w naszych głowach w przegródce “gorszy gatunek”. To uspokaja sumienie. Zezwala na pogardę i krzywdę. Utrzymuje nas w złudzeniu “porządności” jako opozycji do tych gorszych, nieporządnych.

łagodność to siła pod kontrolą

Łagodność jest cechą ludzi silnych i odważnych. I nie ma nic wspólnego z ciepłymi kluchami, bo kiedy trzeba-potrafi się postawić złu. Nie z zemsty, ale dla otrzeźwienia. Często mylnie odczytywana jako słabość właśnie, łagodność jest jedyną drogą do pokoju, dialogu, braterstwa. I może drogo kosztować.

“A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?”- spokojnie zapytał Jezus faryzeusza.

 

 

Nad-obowiązkowo

Przebudzony kamień jest bardzo zdziwiony.
Z przebudzenia wynika, że nie jest kamieniem.
Więc czym jest? Z jakiej materii zdziałany?
Niewielkie jest moje poznanie, niewielkie,
Moja wiedza jest skąpa, a to, co rozumiem,
Jest owocobraniem mojej słabej wiary.
Trud mój dopiero teraz się zaczyna,
Boże, który jesteś dla mnie większym ciężarem
Niż ja dla Ciebie.
A chociaż upadam pod Twoim brzemieniem,
Trwam pod nim,
Bo pragnę zasiąść
Na drugim brzegu człowieka.
Na drugim brzegu brata,
Na drugim brzegu myśli,
Na drugim brzegu serca,
Przy stole pojednania,
Gdzie wszystko ma swój sens i ład,
Gdzie nie ma żadnych sprzeczności i złudzeń,
Gdzie duch nie walczy z oporem materii,
Gdzie ostry topór nie godzi w pień drzewa,
Gdzie krew nie płynie od ukłucia nożem,
Gdzie woda nie jest przeciwna ogniowi,
Gdzie nie istnieje szukanie i lęk.

Dlatego wierzę, chociaż owa wiara,
Która dla innych jest ojczyzną ciszy,
Dla mnie jest jeszcze jedną
Burzą.
Dlatego wciąż od nowa szukam Cie i szukam,
Jakby Cie za mało było w tym wszystkim,
W czym Cię nieustannie widzę i czuję.

Jesteś umęczony mną, Boże,
Ale ja również jestem umęczony Tobą.
Zerwane sieci w falach Genezareth,
Gorzkie modlitwy, piwnice, ciemności
I medytacje nad tajemną sprawą,
Dlaczego ginie sprawiedliwy mąż,
A zły zasiada w radzie człowieczeństwa,
Dlaczego mędrzec pada pod toporem,
A tłuste sadło żre włochaty szczur,
Dlaczego kłamie czarna zakonnica,
A Maria Curie była ateistką.
Kołowrót męki, niepokój sumienia
I karuzela grzechów, i upadek,
I to pytanie, od którego bolą
wargi:
Powiedz, czy tę rzeczywistość
Może ocalić poezja?

A potem znowu wszystko od początku:
Zawiłe drogi, zasadzki i sidła,
Zerwane sieci w falach Genezareth
I wizja kwitnącego figowca,
Który jeszcze wieczorem
Był uschniętym kikutem.

Boże nauki, serc i intuicji,
Pragnę odnaleźć nici, które łączą
Serce ze sercem, zjawisko ze zjawiskiem,
Pragnę odnaleźć kiełki wszystkich zdarzeń,
Ich sen i jawę, spoczynek i trud,
I te klęczące w naiwnej pokorze
Pyłki i ziarnka,
I te przeciwko Tobie zbuntowane
Góry gigantów,
Abym mógł wreszcie zrozumieć i pojąć,
Jak żyć, by przeżyć godnie odrobinę
Wrogiego czasu,
Jak żyć, by nie złamać
Twego imienia
Ja, celnik, który kiedyś

1901-1987

Będę Cię błagał o kromkę wieczności
Jak o kromkę chleba./Roman Brandstaetter Rachunek kamieni/

 

 

1901-1925

bł.Pierre Giorgio Frassati:

Wobec rosnących wpływów faszyzmu, organizacje, do których należał, musiały się, przy różnych okazjach, opowiedzieć za lub przeciw. W 1922 Pier Giorgio pisał do przyjaciela: “Rzuciłem okiem na przemówienie Mussoliniego i cała krew zawrzała w moich żyłach. Doprawdy, zupełnie się rozczarowałem do postawy ludowców. Gdzie się podział piękny program, gdzie Wiara, która ożywia naszych ludzi? Niestety, kiedy chodzi o wznoszenie się ku zaszczytom, ludzie depczą swoje sumienie”. Rok później donosił temu samemu przyjacielowi: “W kole szykują się wybory; wybierzmy na przewodniczącego Severiego, na Guardię Rivę bowiem jesteśmy wszyscy oburzeni, a niżej podpisany bardziej niż wszyscy inni, bo wywiesił on sztandar na powitanie Mussoliniego. Złożyłem wtedy dymisję z członkostwa, a potem ją wycofałem, dla dobra Koła”.

Odwaga, z jaką Frassati demaskował niebezpieczeństwo faszyzmu, naraziła go na odwet bojówek “brunatnych koszul”. Tak opisał w liście do przyjaciela napad, który na niego uczyniono: “Piszę, żeby cię uspokoić. Przeczytasz w gazecie, że wczoraj mieliśmy nagle coś w rodzaju dewastacji w mieszkaniu, spowodowanej przez tych obrzydliwych faszystów. Był to wyskok tchórzów, nic więcej. Spokojnie siedzieliśmy przy stole i był kwadrans na godzinę pierwszą, kiedy rozległ się dźwięk dzwonka u drzwi. Marysia [służąca] pobiegła i zobaczyła przez okno młodego człowieka dość dobrze ubranego. Pomyślała więc, że to jeden z moich przyjaciół, i uchyliła drzwi. On natychmiast zażądał, aby się zjawił “Komandor Frassati”. Usłyszawszy odmowę, pchnął drzwi i krzycząc: “Naprzód!”, wszedł do domu z pięcioma innymi. Jedliśmy spokojnie, gdy nagle usłyszeliśmy krzyk Marysi. W pierwszej chwili pomyślałem, że to złodzieje, ale gdy wybiegłem do przedpokoju i zobaczyłem, że jeden z nich usiłuje zerwać telefon, od razu pomyślałem, że to faszyści, i w tym samym momencie krew zaczęła szybciej pulsować w moich żyłach. Rzuciłem się na nicponia, dając mu mocno pięścią, krzycząc: “Łajdacy, tchórze, mordercy!”. Ledwie ci oszuści usłyszeli męski głos, bardzo odważnie rzucili się do drzwi i uciekali na łeb na szyję…” Dwa dni przed zajściem pisał w liście do przyjaciela: “Przypominam sobie pierwsze wybory okresu powojennego, potem nadejście faszyzmu, i oto uświadamiam sobie z radością, że w naszym dotychczasowym życiu nigdy, ani przez chwilę, nie byliśmy za faszyzmem, lecz zawsze walczyliśmy z tym nieszczęściem Italii”./za adonai.pl pełny tekst tutaj /